Najbogatszy Francuz, król paryskiej mody i luksusu - sławny biznesmen Bernard Arnault przeniósł całą swoją fortunę do Belgii. Zrobił to, by uciec przed drastyczną podwyżką podatków w ojczyźnie - alarmują nadsekwańskie media. Francuski rząd zaapelował do miliardera, by wykazał się patriotyzmem i zmienił swoją decyzję.
Francuski minister ds. ożywienia gospodarczego Arnaud Montebourg wezwał bogacza, którego fortuna szacowana jest przez amerykańskie pismo "Forbes" na 32 miliardy euro, by powtórnie przemyślał decyzje narażającą wizerunek kraju na uszczerbek. Miliarder jest bowiem właścicielem największego na świecie koncernu produkującego wyroby luksusowe LVMH - który stał się synonimem paryskiej elegancji i wyrafinowania. W jego skład wchodzą m.in. tak sławne domy mody i zakłady kosmetyczne jak Christian Dior, Givenchy, Louis Vuitton, Guerlin, Kenzo, Celine i Fendi oraz najbardziej renomowane marki szampanów, m.in. Dom Prignon, Moet & Chandon, Mercier, Krug i prestiżowe firmy jubilerskie Chaumet i Bulgari. Miliarder zapewnia, że nie ucieka przed fiskusem, ale przyznaje jednocześnie, że uważa, że w Belgii generalnie krezusi mają mniej problemów.
Już we wrześniu ubiegłego roku skandal wywołała wiadomość o tym, że "Monsieur Luksus" - jak nazywają go media - poprosił o belgijskie obywatelstwo, by nie płacić zapowiadanego przez prezydenta Francois Hollande'a 75-procentowego "antykryzysowego" podatku dochodowego. Nadsekwański lewicowy dziennik "Liberation" zamieścił wtedy na pierwszej stronie zdjęcie najbogatszego człowieka we Francji z walizką w ręku i podpisem "Zmiataj, bogaty głupku!". Miliarder potwierdził, że ubiega się o belgijskie obywatelstwo. Stwierdził jednak, że nie chce uciekać przed fiskusem, ale zwiększyć inwestycje w Belgii.
Media nie wierzą temu bliskiemu przyjacielowi byłego prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego (był on m.in. świadkiem na ślubie tego ostatniego z Carlą Bruni). Lewicowa prasa oskarża go o całkowity brak poczucia solidarności społecznej i patriotyzmu. Przypomina też, że Arnault uciekł już raz przed fiskusem. Wyemigrował na trzy lata do Stanów Zjednoczonych po zwycięstwie socjalisty Francois Mitterranda w wyborach prezydenckich w 1991 roku.
Liderzy prawicowej opozycji oskarżają Hollande'a o to, że projekt nowej stawki podatku wciągnie Francję w ślepą uliczkę i spowoduje gospodarczą katastrofę. Nałożenie na dwa lata 75-procentowego podatku dochodowego na wszystkie osoby, które zarabiają ponad milion euro rocznie sprawi, ich zdaniem, że najbogatsi inwestorzy, najlepsi sportowcy i największe gwiazdy show biznesu po prostu uciekną z ojczyzny. Na razie projekt ten został odrzucony przez francuską Radę Konstytucyjną jako niezgodny z ustawą zasadniczą. Rząd nie wycofuje się jednak z planu bolesnego uderzenia milionerów po kieszeni. Zapowiada, że nowy projekt reformy podatkowej zostanie zredagowany w taki sposób, że Rada Konstytucyjna nie będzie mogła go odrzucić.