W stolicy Korei Południowej, Seulu, doszło w sobotę do masowych demonstracji zarówno przeciwników, jak i zwolenników prezydenta Jun Suk Jeola. To polityk, który 3 grudnia ubiegłego roku wprowadził w Korei Południowej stan wojenny.

REKLAMA

Według szacunków policji w marszach domagających się impeachmentu prezydenta wzięło udział blisko 20 tysięcy osób. Natomiast ponad 35 tysięcy ludzi, uzbrojonych we flagi Korei Południowej i Stanów Zjednoczonych, wyszło na ulice, aby wyrazić swoje poparcie dla Jun Suk Jeola i apelować o jego powrót na stanowisko.

Lider największej opozycyjnej Partii Demokratycznej Park Czan De, przemawiając na jednym ze zgromadzeń, podkreślił, że przywrócenie Juna na stanowisko przez Trybunał Konstytucyjny byłoby "skrótem" do dyktatury i drogą do "wrzącego piekła". Wezwał sędziów Trybunału Konstytucyjnego do jednomyślnego odsunięcia głowy państwa od władzy.

W odpowiedzi na planowane zgromadzenia policja zmobilizowała blisko 3,6 tys. funkcjonariuszy w centrum Seulu. Agencja Yonhap informuje jednak, że doszło jedynie do krótkich przepychanek między przeciwnymi stronami w pobliżu gmachu Trybunału Konstytucyjnego.

Sytuacja polityczna w kraju staje się coraz bardziej napięta, zwłaszcza po tym, jak Zgromadzenie Narodowe, parlament Korei Południowej, przegłosowało 14 grudnia ub.r. wniosek o usunięcie prezydenta z urzędu. Wszystkie oczy są teraz zwrócone na Trybunał Konstytucyjny, który w najbliższych dniach ma podjąć decyzję w tej sprawie. Oczekuje się, że werdykt może zostać ogłoszony już pod koniec przyszłego tygodnia.