"Polska prezydencja pokazała swoje zaangażowanie w sprawy europejskie, ale nie uczestniczyła w rozwiązywaniu największego problemu, czyli kryzysu euro. Wszystko przez to, że Polska nie należy do eurolandu" - ocenia belgijski dziennik "Le Soir". Dania, która jutro obejmie przewodnictwo, także nie należy do strefy euro.
Rząd Donalda Tuska honorowo wywiązał się z trochę niewdzięcznych zobowiązań, które składają się na codzienność prezydencji. Od początku do końca dowiódł swojego prawdziwego europejskiego zaangażowania - uważa "Le Soir". Dziennik opublikował obszerny artykuł "Żegnaj Polsko, witaj Danio" poświęcony nadchodzącej zmianie rotacyjnego przewodnictwa w Radzie UE.
Jednak polska prezydencja cierpiała, ponieważ nie zajęła miejsca przy stole, przy którym tworzy się historia europejska: stole strefy euro - podkreśla gazeta. Dziennik przypomina, że Polska, podobnie jak Węgry, od których przejęła prezydencję, a także Dania, która jutro obejmie przewodnictwo, nie należą do strefy euro. To skazuje Polskę na rolę "obserwatora" procesu ratowania euro, a nie jego uczestnika.
Nie przeszkodziło to ministrowi spraw zagranicznych Radosławowi Sikorskiemu wypowiedzieć w Berlinie tych kilku zdań uznanych za jedne z najmocniejszych w tym roku - dodaje komentator gazety Maroun Labaki. W ten sposób przypomniał przemówienie szefa polskiego MSZ, w którym wezwał niemieckie władze do pomocy w ratowaniu strefy euro.
"Le Soir" zaznacza, że Dania, podobnie jak Polska, "obawia się marginalizacji", ponieważ nie posługuje się wspólną walutą. Dania, w odróżnieniu od Polski, nie ma obowiązku przystąpienia do strefy euro i nie zamierza z tego prawa rezygnować.