Sprawą niedzielnego incydentu w Gruzji z udziałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego zajmie się kolegium do spraw służb specjalnych - poinformował premier Donald Tusk. Zwołania gremium domagał się szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Władysław Stasiak.

REKLAMA

Kolegium zostało zwołane i oczywiście ten temat będzie uwzględniony - przyznał szef rządu:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Decyzji o zwołaniu kolegium domagał się szef BBN w związku z raportem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w którym stwierdzono między innymi, że sytuacja mogła być wykreowana przez stronę gruzińską. Dokument, podpisany przez szefa ABW Krzysztofa Bondaryka, ujawniła prasa.

Władysław Stasiak wyjaśnia, że zabiegał u premiera o zwołanie kolegium po to, by zostały wyjaśnione wszystkie okoliczności powstania tego raportu:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Reporter RMF FM Krzysztof Zasada dowiedział się natomiast nieoficjalnie, że polskie władze nie mają zamiaru stawiać stronie gruzińskiej dalszych pytań na temat nieprawidłowości w działaniu gruzińskiej ochrony. Dyplomaci chcą bowiem wyciszyć międzypaństwowy zgrzyt. Okazuje się, że resort dyplomacji ograniczył się jedynie do wysłania do Tbilisi noty przez ambasadę. Działania te podjęto w poniedziałek, wtedy strona polska domagała się jeszcze wyjaśnień. Odpowiedź przyszła we wtorek, ale jak dowiedział się Krzysztof Zasada, nie zawierała żadnych informacji ponad oficjalną wersję wydarzeń, którą dwie godziny po incydencie przedstawił na konferencji prasowej prezydent Micheil Saakaszwili.

Przedstawiciel gruzińskiego MSW, z którym rozmawiał nasz reporter, zapewnił, że nikt z polskiej strony nie stawiał żadnych zarzutów gruzińskiej ochronie. Gruzini żyją więc w przekonaniu, że ich funkcjonariusze zachowali się profesjonalnie. To ciekawe, bo opublikowany przez polski rząd raport na temat incydentu mówi o złamaniu przez gruzińskich ochroniarzy zasad ochrony VIP-ów, co mogło narazić na niebezpieczeństwo polskiego prezydenta i delegację.

Nie mamy nic do zarzucenia naszym ochroniarzom, zachowywali się profesjonalnie - tak MSW w Tbilisi skomentowało raport. Szef resortu Szota Utiaszwili również potwierdził, że z polskiej strony nie ma i nie było sygnałów o nieprawidłowościach w działaniu gruzińskiej ochrony. Nie rozumiem, na czym polega problem z naszą ochroną, nie słyszałem o żadnym raporcie. Według mnie ochroniarze działali profesjonalnie - mówił reporterowi RMF FM Krzysztofowi Zasadzie:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Te tłumaczenia dziwią. W czasie rosyjskiej interwencji, w mieście Gori był prezydent Saakaszwili. Gdy nad jego głową przeleciał samolot, zaczął w popłochu uciekać. Ochroniarze przykryli go swoimi ciałami i pośpiesznie wepchnęli do opancerzonej limuzyny.

Micheil Saakaszwili dał się już wcześniej poznać jako przywódca nieprzewidywalny. Jak dowiedziała się korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon, prezydent Gruzji potrafi w jednej chwili zmienić plan podróży, czym zaskakuje swoich gości.

Taka wątpliwa przygoda spotkała dwa lata temu sekretarza generalnego NATO Jaapa de Hoop Scheffera, który przebywał w Gruzji na zaproszenie Saakaszwilego. Mieli polecieć razem helikopterem do Gori. Gruziński prezydent w ostatniej chwili zmienił jednak plan podróży i szef NATO bez ochrony i bez swojego przyzwolenia znalazł się w Południowej Osetii, na niebezpiecznym terenie, kontrolowanym przez Rosjan. Jak twierdzi rozmówca naszej korespondentki, wiarygodność Saakaszwilego w oczach sekretarza Sojuszu bardzo od tego czasu zmalała.