Kanadyjska policja ma niezwłocznie ograniczyć używanie paralizatorów (taserów). Wynika tak z opublikowanego wczoraj w Ottawie raportu Komisji Skarg Publicznych. Raport powstał w związku ze śmiercią w październiku Polaka, 40-letniego Roberta Dziekańskiego na lotnisku w Vancouver.
Policja ma ograniczyć użycie broni na impulsy elektryczne i broń ta ma być traktowana jako broń uderzeniowa. Obecnie taser jest traktowany jako zwykły "środek bezpośredni", taki jak miotacz gazu pieprzowego, który można również zastosować, gdy osobnik stawia "opór" władzy.
Taka kwalifikacja paralizatora skutkuje tym, że ta broń "jest stosowana częściej niż jest to konieczne" - napisała komisja w raporcie.
Zmiany zasad używania tasera polegają na tym, że będzie można go używać jedynie w przypadku, gdy ktoś zachowuje się agresywnie, wojowniczo i jego zachowanie zagraża życiu lub zdrowiu policjanta.
Komisja podkreśliła, że paralizator może być używany jedynie "w szczególnych przypadkach".
Dziekański, który przyleciał do Vancouver 13 października z Frankfurtu z zamiarem osiedlenia się na stałe w Kanadzie, ponad 10 godzin oczekiwał na swoją matkę, która nie mogła się z nim skontaktować, gdyż przebywał w tzw. strefie bezpieczeństwa. Nie uzyskał tam, podobnie jak matka, żadnej pomocy ze strony władz. Zmarł w wyniku użycia przez policjantów paralizatora.
Opublikowane nagranie wideo całego incydentu nie
potwierdziło twierdzeń policji, że Polak dostał ataku szału. W Kanadzie po śmierci Polaka zanotowano już dalsze trzy przypadki zgonów spowodowanych użyciem tasera.