Francuska policja poszukuje sprawców krwawej strzelaniny w barze niedaleko podparyskiego lotniska w Orly, w której jedna osoba zginęła, a cztery zostały ciężko ranne. Na razie udało się zatrzymać jednego mężczyznę, który może mieć związek z atakiem.
Według policji nie wiadomo jeszcze, czy zatrzymany mężczyzna był jednym z trzech napastników. Ci ostatni podjechali czarnym samochodem pod bar w Orly i zaczęli strzelać do dwóch mężczyzn znajdujących się przed wejściem. Później weszli do środka i strzelali do innych osób. Mieli założone kominiarki - świadkowie nie widzieli więc ich twarzy. Niedaleko Orly napastnicy porzucili i podpalili samochód, którym uciekli. Według szefa MSW Manuela Vallsa, chodziło o gangsterskie porachunki związane z handlem narkotykami.
Również Marsylię sterroryzowały gangi. Trwa tam śledztwo przeciwko całej policyjnej brygadzie kryminalnej, która - według prokuratury - została przez nie skorumpowana. Członkowie brygady kryminalnej, którzy teoretycznie mieli walczyć z gangami, podejrzani są o to, że dawali bandytom wolne pole do popisu w całym mieście - w zamian za część zysków z handlu narkotykami, bronią i żywym towarem. Według byłego policjanta, który ujawnił aferę, jego koledzy dostawali też od bandytów wysokie sumy pieniędzy w zamian za uprzedzanie ich o planowanych rewizjach i aresztowaniach oraz informowanie ich o postępach prowadzonych śledztw. Przez wiele miesięcy podsłuchiwane były m.in. rozmowy telefoniczne podejrzanych. Doprowadziło to do seryjnych aresztowań funkcjonariuszy.
Już w kwietniu dodatkowe siły policji zostały wysłane do Marsylii po gangsterskich porachunkach ulicznych, w których od początku roku zginęło ponad 20 osób. Za każdym razem scenariusz był podobny: do ofiar podjeżdżały samochody z napastnikami, którzy otwierali ogień z karabinów maszynowych. Większość ofiar napadów to młodzi mężczyźni, zamieszani w handel narkotykami. Czasami ranni zostawali jednak przypadkowi przechodnie. Komentatorzy alarmują, że Marsylia - coraz częściej nazywana "francuskim Chicago" stała się głównym ośrodkiem bandytyzmu na Francuskiej Riwierze, gdzie walczą ze sobą coraz liczniejsze organizacje mafijne, które do Francji przybywają z krajów arabskich po drugiej stronie Morza Śródziemnego. Trudnią się one najczęściej handlem narkotykami, bronią i żywym towarem. Niezliczone grupy przestępcze strzelają teraz do członków wrogich gangów z byle powodu. Bronią swoich terytoriów - mówi prokurator Marsylii Jacques Dallest.
W całej Marsylii trwa instalowanie kamer monitorujących ulice, które dotąd funkcjonowały głównie w centrum miasta. Liczba ma wzrosnąć w całej aglomeracji z 50 do ponad dwóch tysięcy. Marsylia jest - po Paryżu - drugim największym miastem Francji. Liczba mieszkańców aglomeracji przekroczyła już półtora miliona. Według merostwa, jedną czwartą z tej liczby stanowią muzułmanie, bo Marsylia stała się jednym z głównych punktów docelowych imigrantów z Algierii, Maroka i Tunezji, którzy najczęściej przybywają z tych krajów promami. Eksperci podkreślają, że jest to jedno z najbardziej niebezpiecznych miast Francji - m.in. dlatego, że imigranckie getta, w których grasuje większość gangów, powstały tam w dzielnicach sąsiadujących z centrum, a nie na przedmieściach.
W związku z serią krwawych ulicznych porachunków, mer dwóch imigranckich dzielnic Marsylii zażądała dwa miesiące temu od prezydenta Hollande'a wysłania armii do walki z arabskimi bandami. Sama Ghali, która jest merem dwóch najgroźniejszych imigranckich gett w Marsylii i która sama pochodzi z rodziny algierskich imigrantów, alarmuje, że dotychczasowe działania policji w walce z handlującymi narkotykami gangami nie były dotąd skuteczne.
Prezydent Francois Hollande odrzucił jednak ten apel. Według niego nie można wysłać armii do walki z gangami, bo groziłoby to eskalacją przemocy. Szef państwa obiecał jednak wysłanie do Marsylii dodatkowych jednostek policji i żandarmerii z innych części kraju. Już nie po raz pierwszy francuskie władze wysyłają do Marsylii dodatkowe oddziały stróżów porządku - jak na razie bez spodziewanych rezultatów. W ubiegłym roku dwóch szefów policji w tym mieście zostało zmuszonych do dymisji przez ówczesnego prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego, bo liczba napadów z bronią w ręku wzrosła tam prawie o 50 procent. Prefekt policji Marsylii Gilles Leclair wyjaśnił - ustępując równo rok temu ze stanowiska - że "nie jest cudotwórcą". Według niego, w tym drugim pod względem liczby mieszkańców mieście Francji, rządzą imigranckie gangi, bo przez ponad pół wieku masowo napływali tam promami przestępcy z byłych francuskich kolonii w północnej Afryce - głównie z Algierii i Maroka.