"Jeśli Rada Bezpieczeństwa ONZ nie będzie w stanie podjąć decyzji w sprawie domniemanego ataku z użyciem gazu bojowego w Syrii, decyzje będą podjęte w inny sposób" - zapowiedział minister spraw zagranicznych Francji Laurent Fabius. Nie podał szczegółów. Oświadczył też, że jeśli potwierdzą się doniesienia o masowym ataku chemicznym na cywilów w Damaszku, to społeczność międzynarodowa będzie musiała na to odpowiedzieć używając siły.
Musiałaby być reakcja siłowa w Syrii ze strony społeczności międzynarodowej, ale nie ma mowy o wysyłaniu wojsk lądowych - powiedział Fabius we francuskiej telewizji BFM.
Syryjska opozycja oskarżyła wczoraj reżim prezydenta Baszara el-Asada o przeprowadzenie ataku chemicznego, w którym według niektórych źródeł mogło zginąć nawet 1300 osób. Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka nie potwierdziło, że wykorzystana została broń chemiczna, ale twierdzi, że w ataku zginęło co najmniej 136 osób.
Syryjskie władze zdementowały informacje o ataku gazowym. Rosja, bliski sojusznik reżimu w Damaszku, nie wyklucza, że atak był prowokacją.
Według agencji Reutera mógł to być atak z największą liczbą ofiar śmiertelnych od lat 80. XX wieku.
Rada Bezpieczeństwa ONZ omawiała atak na przedmieściach Damaszku na pilnym posiedzeniu zwołanym w środę wieczorem czasu polskiego. Wyraziła "głębokie zaniepokojenie" doniesieniami o ataku i oświadczyła, że sprawę należy wyjaśnić. Nie zażądała jednak przeprowadzenia śledztwa przez inspektorów ONZ, którzy obecnie przebywają w Syrii. Sformułowaniom jednoznacznie domagającym się takiego śledztwa sprzeciwiły się Rosja i Chiny, które od początku syryjskiego konfliktu konsekwentnie wspierają reżim Asada.
Rosjanie muszą wziąć odpowiedzialność - powiedział Fabius. Wszyscy członkowie RB ONZ "mówili, że nie można używać broni chemicznej" i "podpisali międzynarodowe porozumienie, zabraniające jej wykorzystania, także Rosja" - podkreślił.
Fabius, który wczoraj wieczorem w Paryżu spotkał się na kolacji z szefem brytyjskiego MSZ Williamem Hague'iem, przypomniał, że do domniemanego ataku doszło dokładnie rok po ostrzeżeniu prezydenta USA Baracka Obamy, że użycie przez Asada broni chemicznej Stany Zjednoczone potraktują jako przekroczenie "czerwonej linii". Według francuskiego ministra atak świadczy o tym, że ekipa Asada czuje się bezkarna.
Syria, podobnie jak sześć innych krajów, nie podpisała konwencji o zakazie broni chemicznej, która weszła w życie w 1997 roku. Zachód twierdzi, że w Syrii znajdują się ogromne zasoby broni chemicznej, w tym gazu musztardowego, sarinu oraz drażniącego układ krwionośny i nerwowy gazu bojowego VX.
W trwającej od marca 2011 roku rebelii przeciwko rządom Asada zginęło już - jak ocenia ONZ - ponad 100 tys. ludzi.
(mpw)