Polscy kierowcy ciężarówek boją się jeździć do Francji w obawie przed atakami protestujących rolników. Odmawiają wyjazdów w kierunku Francji czy Hiszpanii po tym, jak polski kierowca został pobity przez Francuzów. „Pokazywali mu, że mu poderżną gardło lub go powieszą” – opowiada szef firmy zatrudniający kierowcę, który wciąż przebywa na zwolnieniu lekarskim.
Rolnicy z Francji protestują przeciwko niskim cenom, a o spadek cen oskarżają zagraniczną konkurencję, między innymi Polaków.
Do naszej dziennikarki Katarzyny Szymańskiej-Borginon zgłosił się szef jednej z polskich firm transportowych, który poinformował o pobiciu kierowcy. Mężczyzna zatrzymał się na noc parkingu przy autostradzie A 81, 10 km przed Laval. Został tam zaatakowany przez grupę od 100 do 150 mężczyzn. Kierowca został wyciągnięty z kabiny, pobity, w pewnym momencie dostał cios w głowę, tak, że stracił przytomność.
Przyjechali na miejsce samochodami osobowymi, byli dobrze zorganizowani. Dowodziły tam 2-3 osoby - mówi szef firmy transportowej, która zatrudnia kierowcę, Robert Stepień. Sprawcy wyważyli drzwi chłodni, rozrzucili i zniszczyli towar. Kierowca wiózł do Laval mrożone dynie.
Do zdarzenia doszło 6 lipca, ale kierowca nadal nie jest zdolny do pracy. To bardzo odbiło się na jego psychice - mówi Stępień - a inni kierowcy regularnie odmawiają teraz wyjazdu, jeżeli ładunek jest w kierunku Francji. Kierowcy boją się tym bardziej, że policja francuska niewiele robi. Kierowca zdołał nacisnąć na przycisk alarmu, jednak policja przyjechała dopiero po 6 godzinach, a przesłuchiwała go potem bez tłumacza, przy pomocy... "Google Translate". Według relacji Stępnia polska ambasada w Paryżu także umyła ręce. Dopiero po 9 godzinach spedytorzy dodzwonili się do konsulatu, gdzie usłyszeli, że to sprawa francuskiej policji. To skandal jak polski MSZ traktuje Polaków za granicą - zżyma się biznesmen. Po co jest ta placówka, skoro nie można dodzwonić się na numer alarmowy w sytuacji zagrożenia życia? - dodaje.