Nawet 17 tysięcy uchodźców przebywa na greckiej wyspie Lesbos. Panująca tam sytuacja jest o krok od wybuchu - ostrzegł minister ds. polityki migracyjnej Joannis Muzalas. Władze liczą jednak, że w najbliższych dniach sytuacja się poprawi.

REKLAMA

Obecną liczbę imigrantów i uchodźców na Lesbos można przyrównać do około jednej piątej ludności tej położonej tuż u wybrzeży Turcji wyspy. Dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi, uciekających przed konfliktami i biedą z Bliskiego Wschodu i Afryki 85-tysięczne Lesbos stało się jednym z pierwszych etapów podróży do Europy.

W niedzielę napięcie na wyspie wzrosło po zatrzymaniu dwóch greckich 17-latków, którzy rzucili koktajle Mołotowa w stronę dwóch syryjskich rodzin koczujących w parku. Ponadto siły bezpieczeństwa przy użyciu pałek rozpędziły tłum oczekujących na rejestrację migrantów. Między oczekującymi Syryjczykami a Afgańczykami doszło do starć, gdyż ci pierwsi są przyjmowani w przed innymi.

Aby odciążyć Mitilini, czyli główne miasto na wyspie, do którego przybywają migranci, by wsiąść na statki do Aten, władze zaczęły przygotowywać też drugi port tranzytowy w Sigri, na północnym zachodzie wyspy.

Jak wyjaśniał minister Muzalas, migranci podczas rejestracji będą mogli mieszkać na pokładzie zarezerwowanych dla nich statków, aż do odpłynięcia do Aten. Obecnie są odsyłani na ulice.

Do greckich wybrzeży wciąż docierają kolejni przybysze. Od piątku do poniedziałku rano straż przybrzeżna udzieliła pomocy 2,6 tys. ludzi na morzu - podała policja portowa. Nie wiadomo, ilu udało się samodzielne dotrzeć do greckich wysp na Morzu Egejskim z pobliskiego wybrzeża Turcji.

Od stycznia do Grecji drogą morską dotarło ok. 230 tys. uchodźców i imigrantów.

(j.)