Opozycyjni francuscy dziennikarze byli szpiegowani przez socjalistyczny rząd Francji - tak twierdzi redakcja renomowanego pisma „Valeurs Actuelles”. Szefowie gazety złożyli w prokuraturze doniesienie o nielegalnej inwigilacji i próbie zastraszenia przez szefa MSW.

REKLAMA

Redaktor naczelny głównego opozycyjnego tygodnika "Valeurs Actuelles", który opublikował serię bardzo krytycznych artykułów o socjalistycznym szefie MSW Manuelu Vallsie i legalizacji małżeństw par homoseksualnych, twierdzi, że ma dowody na to, iż służby specjalne włamały się do jego komputera, skrzynki mailowej oraz na jego konto na Twitterze, gdzie umieszczone zostały kompromitujące go wpisy. Siedziba redakcji i jego dom są natomiast obserwowane dzień i noc przez funkcjonariuszy w samochodach.

Szef pisma obawia się, że jego życie może znajdować się w niebezpieczeństwie - MSW zapewnia, że żadnej nielegalnej inwigilacji nie było. Media przypominają, że nielegalne działania prezydentów i gabinetów rządowych przeciwko niewygodnym dziennikarzom stały się już niechlubną "tradycją" V Republiki Francuskiej.

Za rządów socjalistycznego prezydenta Francois Mitterranda doszło np. do próby zamachu na życie dziennikarza i pisarza, który chciał ujawnić istnienie nieślubnej córki szefa państwa. Za czasów prawicowego prezydenta Jacques'a Chiraca w niejasnych okolicznościach zginął dziennikarz, który zbierał informacje dotyczące domniemanych kont bankowych szefa państwa w Japonii i istnienie w tym kraju jego nieślubnego syna.

Wyszło też na jaw, że służby specjalne szpiegowały reporterów śledczych - m.in. dziennika "Le Monde"- i kradły im laptopy w związku z tzw. afera Bettencourt. Dziennikarze podejrzewali, że prezydent otrzymywał wysokie sumy w gotówce od najbogatszej kobiety Francji - miliarderki Liliane Bettencourt, współwłaścicielki wielkiego koncernu kosmetycznego L’Oreal - w zamian za pomoc w ukrywaniu przed fiskusem części jej majątku.

(jad)