Dom w Cleveland (Ohio), w którym Ariel Castro przez kilkanaście lat więził, torturował i gwałcił trzy kobiety, został zburzony. Władze zapowiadają dopilnowanie, by szczątki nie trafiły jako "pamiątki" do sprzedaży internetowej.
Dom Castro, który szybko zaczął przyciągać rzesze ciekawskich, był strzeżony przez policję, m.in. w związku z groźbami podpalenia. Castro zawarł układ z prokuraturą, unikając kary śmierci. Częścią umowy było przekazanie tytułu własności domu, który władze postanowiły zrównać z ziemią.
Gdy rozpoczęło się burzenie domu, zebrany w pobliżu tłum zaczął wiwatować.
Castro został w zeszłym tygodniu skazany na dożywocie bez możliwości ubiegania się o zwolnienie warunkowe i dodatkowo na tysiąc lat więzienia. Przeprosił swe ofiary, twierdząc zarazem, że więził i gwałcił kobiety, bo był uzależniony od pornografii.
Castro przyznał się łącznie do 937 zarzutów dotyczących morderstwa, porwania i gwałtu, m.in. do tego, że biciem doprowadził do poronienia u jednej ze swych ofiar, która zaszła w ciążę w czasie uwięzienia.
Amanda Berry zniknęła w 2003 roku, gdy miała 16 lat, Gina DeJesus zaginęła w 2004 roku jako 14-latka, a Michelle Knight w 2002 roku. Każdej z nich Castro zaoferował, że podwiezie ją swoim samochodem. Testy DNA potwierdziły, że Castro ma z Berry 6-letnią córkę.
Kobiety uciekły 6 maja br., gdy jedna z nich wyłamała fragment drzwi i zawołała sąsiadów na pomoc. Wieczorem tego dnia Castro został zatrzymany.