"Leń niewidoczny w unijnej polityce" - takie zarzuty otwarcie stawiają europarlamentarzyści szefowi Rady Europejskiej. Już wczoraj nasza dziennikarka Katarzyna Szymańska-Borginon przekazała kuluarowe doniesienia, że Donald Tusk może stracić stanowisko po 2,5 roku urzędowania. To socjaliści nie chcą za bardzo, by przedłużono mu kadencję do pięciu lat.

"Leń niewidoczny w unijnej polityce" - takie zarzuty otwarcie stawiają europarlamentarzyści szefowi Rady Europejskiej. Już wczoraj nasza dziennikarka Katarzyna Szymańska-Borginon przekazała kuluarowe doniesienia, że Donald Tusk może stracić stanowisko po 2,5 roku urzędowania. To socjaliści nie chcą za bardzo, by przedłużono mu kadencję do pięciu lat.
Donald Tusk /OLIVIER HOSLET /PAP/EPA

Donald Tusk próbował dziś odnieść się do zarzutów dotyczących tego, że nie ma inicjatywy, nie spotyka się z ważnymi politykami i lekceważy Parlament Europejski. Powiedział, że "ma ważniejsze sprawy niż rozmowy, restauracje". Gdy nasz reporterka wtrąciła, że nie o restauracje chodzi, ale o spotkania polityczne zapewniał, że potrafi rozróżniać te efektywne. Odpowiedział też na pytanie, jak ocenia swoje szanse na reelekcję w kontekście rosnącego sprzeciwu grupy europejskich socjalistów wobec jego osoby: Ponieważ jest to prawdopodobnie moje ostatnie zajęcie polityczne, więc stać mnie na niepolityczne zachowanie, czyli mówię, co myślę i robię, co uważam za stosowne - podkreślił.

Jeżeli Donald Tusk nie zostanie ponownie wybrany, to już za półtora roku może wrócić do kraju. Przeczytajcie, jak szef Rady Europejskiej odpowiadał na pytania naszej korespondentki:

Katarzyna Szymańska-Borginon: Mija prawie rok od pana wyboru na stanowisko szefa Rady Europejskiej. Czy będzie pan zabiegał o reelekcję po upływie 2,5-rocznej kadencji? Nie obawia się Pan socjalistów? Tym bardziej, że pojawia się krytyka pod pana adresem w Parlamencie Europejskim: że pan nie bywa, że pan się nie spotyka, że nie widać pana w parlamencie. Ani pana ani zresztą Pawła Grasia (przypis. red. który ma zapewniać kontakty z PE).

Donald Tusk: To akurat Bogu dzięki, nie?

To właśnie tego typu dowcipy nie są najlepiej przyjmowane w Parlamencie Europejskim... Rozmawiałam z wieloma eurodeputowanymi, którzy formułują całkiem poważnie swoje zarzuty pod pana adresem ...

Mam bardzo precyzyjnie określone obowiązki wobec różnych instytucji europejskich, w tym wobec PE i staram się te obowiązki, tak jak mój poprzednik, wypełniać - bardzo solidnie i rzetelnie. Oczywiście PE chciałby, żeby obecność liderów europejskich, w tym moja, była coraz większa w PE. To zupełnie zrozumiała, no nie powiem konkurencja, ale próba budowania pozycji instytucji europejskich w Brukseli. Trzeba zawsze znaleźć wypośrodkowany, zdroworozsądkowy sposób działania. Tak się akurat złożyło, że trafiliśmy na bardzo trudny czas w Europie. Słowo kryzys nie wystarczy, żeby opisać to z czym się tutaj borykamy. I ma to swoje odzwierciedlenie jeżeli chodzi o sposób działania. Wiem, ile czasu trzeba poświęcić na rozmowy, a ile na działania. Czasami płacę za to słowami krytyki, ale jestem przekonany, że wykonuję bardzo dobrze swoje obowiązki.

A co z pana reelekcją?

Jakbym myślał o swoim działaniu w perspektywie tej potencjalnej reelekcji, to musiałbym myśleć tylko o tym, jak zyskiwać przychylność poszczególnych liderów, głównych graczy... Ale tego nikt mi nie może zarzucić. Na pewno nie poświęcam czasu, żeby budować sobie opinię bezpiecznego, miłego i przytulnego faceta. Stawiam sprawy czasami niekonwencjonalnie, bo praktyka do tej pory była inna. Sprawy są jednak zbyt ważne, żeby udawać, że wszystko mi się podoba, jeżeli mi się nie podoba. I to nie zawsze jest mile widziane - tutaj w Brukseli, ale nie zmienię swojego sposobu postępowania. A jeżeli będę tutaj - tak jak przewiduje Traktat UE - 2,5 roku, a nie 5 lat, to warto tę cenę zapłacić. A czy za to będzie nagroda, kara, przychylna czy zła opinia... Ponieważ to jest już prawdopodobnie moje ostanie zajęcie polityczne, więc stać mnie na niepolityczne zachowanie, czyli mówię, co myślę i robię to, co uważam za stosowne.

Na przyszły szczyt UE w grudniu przyjedzie prawdopodobnie już nowa premier. Mówił pan, że Polska korzysta z faktu, że jest pan na tym stanowisku. Będzie więc pan pomagać? Jakie będzie pana stanowisko?

Odpowiedź jest oczywista: Polska jest tylko jedna. A odpowiadając serio: urodziłem się w Polsce i kocham Polskę niezależnie od tego, kto był premierem. Był premierem Jaruzelski i też kochałem Polskę. Pamiętam nawet premiera Cyrankiewicza, pani już nie, ale ja pamiętam i też kochałem wtedy Polskę. Tak więc w sensie emocjonalnym nie mam żadnego problemu. Mogę lubić lub nie lubić polityków z Polski, ale żeby pomagać własnej ojczyźnie, w ramach jakie są tutaj dopuszczalne, to jest dla mnie bezdyskusyjne. Ktokolwiek wygra wybory i ktokolwiek będzie premierem. Poza tym to jest urząd i ja muszę tutaj być obiektywny. I muszę tak samo traktować kraje, przywódców, bez względu na to, czy mnie lubią czy nie. Szczerze mówiąc to proszę pytać tych co się dzisiaj biją w Polsce o to zwycięstwo, jak oni będą traktowali Europę i przy okazji - mnie, a nie jak ja ich będę traktował. Ja tu nie będę żadnym problemem, Wy się na prawdę martwcie o to, żeby z Polski do Brukseli nie wyjeżdżał ktoś, kto by chciał tylko coś zniszczyć czy skonfliktować, bo ja i tak będę pomagać, ale los Polski będzie w 99 proc. zależał od tego, kto będzie rządził w Warszawie i kto będzie Polskę tutaj reprezentować.

Wracając na moment do wczorajszego szczytu UE, na którym ponownie i niespodziewanie pojawił się temat stałego mechanizmu rozdziału uchodźców. Czy uważa pan , że jest zagrożenie, że system ten zostanie jednak wprowadzony?

Pomysł stałego rozlokowywania imigrantów nie pojawia się i nie znika. On po prostu jest na stole, jako materiał przygotowany przez Komisję Europejską. Natomiast pojawia się od czasu do czasu próba przeforsowania tego pomysłu na poziomie albo Rady Europejskiej albo rad ministerialnych, gdzie możliwe jest głosowanie. W sumie nie stało się źle z punktu widzenia państw, które nie chcą stałego mechanizmu, że temat pojawił się na szczycie. Bo wówczas wystarczy jeden głos sprzeciwu, żeby sprawę zablokować. Wniosek, który pojawił się wczoraj na szczycie, żeby były pewne odniesienia w dokumencie - został zredukowany do minimum, bo potrzeba jednomyślności. Tym systemem zainteresowane są państwa najbardziej obciążone napływem uchodźców i one z pewnością będą starały się uzyskać jeszcze więcej, czyli ten stały mechanizm relokacji. Należy jednak odwrócić logikę myślenia na temat priorytetów w tej sprawie. Priorytetem dla Europy powinno być przede wszystkim wzmocnienie ochrony granicy zewnętrznych.

(mal)