Jeśli marzą Ci się prawdziwe upały, wybierz się do afrykańskiego Maroka. Tam sierpień, lipiec i wrzesień należą do najcieplejszych miesięcy w roku. Maroko zachwyca bliskością oceanu, imponującymi pasmami górskimi wysokiego Atlasu, bezkresną pustynią i zabytkami. Zapraszamy was na wycieczkę z Agadiru nad Oceanem Atlantyckim, przez Warzazat u stóp Atlasu Wysokiego, dawną stolicę imperium Almohadów - Marrakesz, miasto wiatru - Essaouirę, z powrotem do Agadiru.
Dni z największą liczbą słonecznych godzin jest w Maroku ponad 300. Kraj ten warto odwiedzić niemal przez cały rok - nawet grudzień czy styczeń to gwarantowane 15 stopni Celsjusza.
Maroko leży w północno-zachodniej części Afryki. Od zachodu otacza je Ocean Atlantycki, od północy Morze Śródziemne. Sąsiaduje lądowo jedynie z dwoma państwami: Algierią oraz Saharą Zachodnią. Na północy, przez Cieśninę Gibraltarską, Maroko sąsiaduje z Hiszpanią. Od najbardziej wysuniętego na północ punktu Maroka dzieli Europę zaledwie 13 kilometrów. Stolicą Maroka jest Rabat, a obowiązującą walutą dirham marokański.
Tamtejsza strefa czasowa nie różni się od polskiej, zatem po przylocie z Polski do Maroka nie musimy przestawiać zegarków - choć jest to na tyle intrygujący kraj, że warto, by czas płynął tam nieco wolnej.
Na beztroski plażowy urlop ze słońcem polecam Agadir nad Oceanem Atlantyckim. To miasto jest jednym z najpopularniejszych ośrodków turystycznych w Maroku. Oferuje bogatą infrastrukturę hotelową, czystą i długą na ponad 10 kilometrów plażę oraz mnogość opcji wyboru kuchni i rozrywki. To największy, ale na pewno nie tłoczny marokański kurort, który może pochwalić się najlepszą pogodą w całym Maroku. Dlatego przyciąga turystów także poza ścisłym sezonem, o czym zapewnia prof. Mustapha Aabi - z wydziału turystyki i kultury Uniwersytetu Ibn Zohr w Agadirze.
Agadir jest położony w dolinie, między górami, co sprawia, że panuje tu specyficzny mikroklimat - zwykle do południa wybrzeże jest zamglone i dopiero po południu słońce przebija się przez chmury i odkrywa nam pełny krajobraz tego miejsca.
Nad miastem góruje kasba - cytadela pochodząca z XVI wieku. Jej ruiny stanowią jedyny zachowany zabytek miasta, które w 1960 roku zostało niemal zrównane z ziemią przez wstrząsy sejsmiczne. Po tym trzęsieniu ziemi odbudowa Agadiru trwa do dziś. W wielu miejscach miasto jest wielkim placem budowy. Na zboczu wspomnianej cytadeli w dzień i w nocy łatwo dostrzec można wielki napis w języku arabskim: Bóg, Król i Kraj.
Podobne napisy znajdziecie też w innych miejscach tego muzułmańskiego kraju. Oficjalną religią Maroka jest islam. Ale wolność wyznania i praktykowania innych religii gwarantuje konstytucja. Maroko jest uważane za jeden z najbardziej tolerancyjnych krajów arabskich i najstarsze królestwo w świecie muzułmańskim. Rządzi nim Muhammad VI, który wstąpił na tron 23 lipca 1999 roku, kilka godzin po śmierci swojego ojca, króla Hasana II. W Agadirze znajduje się jedna z królewskich rezydencji.
Król na wyłączność ma swój kawałek plaży, o czym przekonacie się wędrując wzdłuż wybrzeża, gdy spacer przerwą wam pełniący wartę strażnicy.
Klimat sprawia, że urlop w Agadirze to dobry pomysł na wypoczynek przez okrągły rok. Wiosna i jesień to doskonały czas na plażowanie oraz zwiedzanie. Fanom słońca i wysokich temperatur polecam wypoczynek w okresie od czerwca do września. Miłośnicy sportów wodnych powinni wybrać się do Maroka pomiędzy listopadem a marcem, znajdą tu wtedy doskonałe warunki do uprawiania windsurfingu oraz kitesurfingu. Zresztą w październiku Agadir będzie gospodarzem Taghazout Surf Expo - pierwszych międzynarodowych targów surfingowych w Maroku i w Afryce!
Właśnie ocean i plaża jak magnes przyciągają turystów do Agadiru. Plaża ma ponad 10 km długości, jest szeroka, piaszczysta i ma łagodne zejście do wody. Na długim odcinku wzdłuż plaży ciągnie się też promenada - otoczona palmami, do późnej nocy oświetlona, będąca doskonałym miejscem do spacerowania czy uprawiania sportu z widokiem na ocean.
Tym, co kusi w Maroku, są kolorowe i pachnące bazary. Agadir ma swój Souk El Had - jeden z największych targów w całym Maroku. Jego powierzchnia to ponad 120 tys. metrów kwadratowych. Ponad 6 tysięcy sklepów, które oferują dosłownie wszystko. Od herbaty, przez słodycze, warzywa i owoce, wyroby ze skóry, oryginalną berberyjską biżuterię, po szale, chusty czy naczynia do gotowania. Tu pamiętajcie, żeby się targować!
Targowanie się jest tu sztuką, nie próbą oszustwa. Jeżeli ktoś chce zapłacić dużo - zapłaci, jeżeli nie będzie próbował zbić oferowanej ceny. Ta proponowana po raz pierwszy daleka jest od realnej wartości. Zatem targuj się, by nie stracić głowy i pieniędzy. W Agadirze możesz zostać rekinem biznesu, ale możesz też liczyć na krokodyle łzy sprzedawcy krzyczącego, że za darmo oddał swoje towary.
A propos krokodyli. Na obrzeżach Agadiru powstał Crocopark. To miejsce z ponad trzystoma okazami krokodyli, z piękną roślinnością przywiezioną tu z różnych zakątków świata. Do początku XX wieku krokodyle rzeczywiście żyły w Maroku, ale nadmierne polowania i ekspansja człowieka doprowadziły do ich zniknięcia. Teraz ideą Crocoparku jest odtworzenie populacji tych zwierząt w warunkach naturalnych.
Dobrze wygląda to w drukowanym przewodniku, czy na stronie internetowej Crocoparku, ale moim zdaniem to "mission impossible". Patrząc na ekspansywny rozwój Agadiru i Maroka nikt nie wprowadzałby z powrotem tak groźnych drapieżników w bezpośrednie towarzystwo człowieka. Obok krokodyli w tym samym miejscu podziwiać można długowieczne żółwie, zielone legwany, czy węże ukryte w terrariach schowanej pod ziemią jaskini. Tam też znajdują się terraria dla małych, dopiero co urodzonych krokodyli.
Marokańską plażę zamieniamy teraz na górskie pasma Atlasu. Żeby dotrzeć z Agadiru do Warzazat samochodem musicie zarezerwować ponad 5 godzin, by pokonać górskie serpentyny a potem skalny płaskowyż z formacjami skał rzeźbionymi przez wiatr i wodę. Deszcz pada tu rzadko, ale jeżeli już się zdarzy, to bardzo intensywnie. Nam akurat udało się na tym marokańskim pustkowiu trafić na taką chwilę niepogody, choć średnia opadów w tym miejscu to 3 mm na metr kwadratowy, od maja do sierpnia!
Jeżeli taki deszcz utrzyma się przez dłuższy czas, do wielu miejsc Maroka nie można dotrzeć przez rzeki, które przerywają w wielu miejscach drogi. Czekać trzeba aż przestanie padać, woda opadnie i dopiero wtedy ruszycie w bezpieczną dalszą drogę.
Warzazat - wyrosło u podnóża Atlasu Wysokiego, w dolinie Wadi Warzazat. Zlokalizowane pośrodku jałowego i skalistego płaskowyżu na wysokości 1160 metrów otrzymało przydomek "bramy pustyni". Etymologicznie nazwa Warzazat pochodzi od słów z berberyjskiego języka tamazight - "ouar" (bez) i "zazt" (hałas). Zatem "bez hałasu", "ciche", "bezgłośne". Te określenia odnoszą się bezpośrednio do spokojnej lokalizacji miasta między górami a Saharą.
Na północ od Warzazat znajduje się największa na świecie elektrownia oparta na technologii skoncentrowanej energii słonecznej, bo słońca w tym miejscu świata nigdy nie brakuje. I właśnie to niezwykłe światło i nieprawdopodobny krajobraz do Warzazat przyciągnął filmowców. W tym mieście swoje siedziby mają aż cztery studia filmowe. Ta międzynarodowa sława przyszła do Warzazat w 1962, gdy David Lean wybrał tutejsze plenery na nakręcenie "Lawrence’a z Arabii".
Ten film dał początek Ouarzawood. To chyba najczęściej oglądane marokańskie miasto na świecie, bo to właśnie tu powstawało "Pod osłoną nieba," "Gladiator", "Helikopter w ogniu", "Alexander", "Babel", "Królestwo Niebieskie", "Mumia", "Książę Persji" czy serialowa "Gra o Tron". Tu też dzieci odkrywały tajemnicę "Misji Kleopatra" z Asterixem i Obelixem, tu też Timothy Dalton był Jamesem Bondem w "The Living Daylights", a Michael Douglas szukał "Klejnotu Nilu" z Kathleen Turner.
Odwiedzając studio wytwórni Atlas doświadczyć można magii kina na wyciągnięcie ręki, w jednej chwili przenosząc się na przykład z Maroka do Tybetu, bo właśnie tu Martin Scorsese nie mogąc pojechać do kraju Dalajlamy stworzył plan dla swojego "Kunduna".
Widząc te dekoracje od środka - siedząc w lochu, w którym przebywał "Gladiator" ze swoimi kompanami, fotografując tybetańską świątynię w samym sercu Maroka, odkrywasz ze zdwojoną siłą jak niewiele potrzeba, by oszukać nas widzów, by przenieść się z miejsca na miejsce, oszczędzając pieniądze i czas. A propos tych ostatnich, luksusowa marka Hermès właśnie tu, w Warzazat, realizowała reklamę swoich zegarków.
Ten plan filmowy z logo firmy pozostał do dziś. Od środka wygląda tak:
Niekoniecznie imponująco? Ale po co jest kino? Gdy do tego obrazu dodamy trochę filmowej magii, efekt końcowy wygląda tak:
Okolica Warzazat wyróżnia się jeszcze jednym elementem - architekturą. Chodzi o wspaniałe ksary, czyli obwarowane osady wyglądające z daleka jak egzotyczne zamki. Wznoszone z gliny i kamienia, często w oazach na pustyni na szlaku karawan. Najsłynniejszy z nich to oddalony o nieco ponad 30 kilometrów na północny-zachód od miasta - Ajt Bin Haddu. Ksar wpisany jest na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Ze względu na malowniczość tej osady, jej niewiarygodne położenie, kręcono tu szereg filmów, m.in. to tu filmowy Maximus po raz pierwszy został "Gladiatorem". I do dziś w mieście znaleźć można tablice kierujące "Do areny gladiatorów", bo ona na potrzeby filmu Ridley’a Scott’a wyrosła u podnóża zamku i tam właśnie Russell Crowe walczył po raz pierwszy o filmową sławę.
"Gladiator" ma już 22 lata (2000) i w Maroku nie daje o sobie zapomnieć. Młodsza jest serialowa "Gra o tron" (2011). W niej Daenerys poznajemy w wolnym mieście Pentos. Jego malownicze uliczki to w rzeczywistości właśnie labirynt przejść w karawanseraju Ajt Bin Haddu. Nie jest to zresztą jedyna filmowa rola ksaru w serialu. Chwilę później oglądamy go z zewnątrz jako Żółte Miasto Yunkai.
Z kolei Astapor to w rzeczywistości twierdza w marokańskiej Essaouirze, wznosząca się wysoko nad brzegiem Atlantyku. To tutaj Drogon uwolnił swój gniew, a Matka Smoków wyzwoliła niewolników. Ale Essaouira będzie dopiero kolejnym punktem naszej wycieczki. Wcześniej kierujemy się do Marrakeszu.
By z Ajt bin Haddou dostać się do Marrakeszu pokonać musicie przełęcz Tizi N’Tiszka. Miejsce niezwykle urokliwe, ale też u wielu budzące strach, bo w najwyższym punkcie osiągamy tu wysokość 2260 m nad poziomem morza, a to prawie tak jakby ktoś zaplanował dwupasmówkę na Świnicę.
Kilkugodzinna jazda serpentynami męcząca jest nie tylko dla kierowców. Ale jeżeli pozostaniecie na te kilkadziesiąt kilometrów odważnymi gladiatorami w waszym busie, powita was pełen kolorów Marrakesz. Na pierwszy rzut oka dominuje tu czerwona tabia - materiał budowlany złożony głównie z czerwonej gliny. Ale kolorów Marrakeszu odkryjecie mnóstwo szczególnie na placu Jemaa El Fna. To jedno z największych targowisk świata. Główna atrakcja miasta, ale również jedno z najczęściej odwiedzanych przez turystów miejsc w całym Maroku.
To najlepsze miejsce pozwalające wyczuć puls tego miasta. To serce orientalnego Marrakeszu z całym jego szaleństwem, tłokiem i gwarem. Z zaklinaczami węży, treserami małp i muzykantami z różnych miejsc Afryki rywalizującymi o uwagę przechodniów. W jednym miejscu skorpion chodzi po czole człowieka, tuż obok w koszach wiją się tańczące kobry, ktoś inny próbuje ci takiego węża położyć na szyi. Nie zapłacisz - odchodzi, zostawiając gada na twoich ramionach.
W innym miejscu tego placu mężczyzna w turbanie ciągnie za łańcuch pawiana w dziecięcym ubranku, próbując zainteresować turystów jego sztuczkami. Kobiety oferują malowanie dłoni henną. Ale te wszystkie atrakcje mogą was sporo kosztować, jeżeli wcześniej nie ustalicie ceny. Za dużo mniejsze pieniądze na tym placu można napić się świeżo wyciskanego soku z egzotycznych owoców.
Jemaa El Fna nigdy nie zasypia. Zawsze jest głośny, podobnie miejscowy bazar. Mnóstwo stoisk, na których można znaleźć praktycznie wszystko od jedzenia, przez pamiątki, ubrania, po porcelanę czy wykuwane na miejscu metalowe dekoracje. Cały ten labirynt stoisk tworzy niepowtarzalny i wyjątkowy klimat.
Wizytówką miasta jest też położony niedaleko placu Jemaa El Fna meczet Kutubijja - widoczny z daleka, górujący nad Marrakeszem. Miejsce popularne wśród turystów, ale także lokalnych polityków, którzy wiedzą, że tam gdzie turyści tam też wielu Marokańczyków, którzy na turystach zarabiają, więc miejsce na kampanię wyborczą - wymarzone.
Dodam, że to "Czerwone Miasto", Marrakesz, jest czwartą co do wielkości aglomeracją Królestwa Maroka po Casablance, Tangerze i Fezie. Stolicą Maroka jest leżący na zachodzie kraju Rabat. Miasto to zostało założone w 1150 roku w pobliżu starożytnej, rzymskiej osady o nazwie Sala Colonia. Marokańska flaga to czerwony prostokąt, na którym umiejscowiona została zielona, pięcioramienna gwiazda. Gwiazda symbolizuje zdrowie, życie i mądrość, a kolor zielony - Islam czyli dominującą religię Maroka.
Marrakesz rozkochał w sobie francuskiego projektanta mody - Yvesa Saint Laurenta. W Maroku zdałem sobie sprawę, że gama kolorów, których używam to nic innego, jak marokańskie zellige, dżellaby i kaftany. Śmiałość, którą widać w moich pracach, zawdzięczam temu krajowi, jego silnej harmonii, śmiałym kombinacjom i żarliwości jego twórczego potencjału. Ta kultura stała się moją, ale nie chciałem jej po prostu wchłonąć. Przekształciłem ją i zaadaptowałem po swojemu - wspominał Yves Saint Laurent i te słowa do dziś usłyszeć można w jego muzeum w Marrakeszu.
Zellige - to płytki. W jednym rozmiarze - 10 x 10 cm. Mają szczególne znaczenie dla architektury Maroka i hiszpańskiej Andaluzji. Te tradycyjne są wytwarzane całkowicie ręcznie.
Dżellaba - to długa, luźna szata z kapturem, noszona zarówno przez mężczyzn jak i kobiety, powszechny tradycyjny strój w Afryce Północnej. I właśnie wpływy tej tradycyjnej berberskiej kultury są silnie widocznie w projektach Yves’a Sait Laurenta, a sam artysta wielokrotnie wspominał, że lokalny folklor stanowił dla niego źródło artystycznej inspiracji. Ale nie przeszkodziło to, by pod marką YVS wprowadzić też modę na tweedowe marynarki, a w 1966 roku złamać konwenanse, ubierając kobietę w smoking, który do tej pory zdobił jedynie mężczyzn.
Yves Saint Laurent po raz pierwszy przybył do Marrakeszu w 1966 roku. Od tamtej pory bywał w Maroku regularnie, a miasto stało się jego północnoafrykańską oazą. Fascynację Marrakeszem podzielał również jego życiowy partner Pierre Bergé. Gdy przyjeżdżali do miasta, dużo czasu spędzali w ogrodach Jardin Majorelle. Ogrody stworzone zostały w latach dwudziestych przez francuskiego malarza Jacquesa Majorelle’a. On do Maroka przyjechał w 1917 roku, gdy z powodu zdrowotnych musiał porzucić służbę wojskową.
Po krótkim pobycie w Casablance wyjechał do Marrakeszu, który zauroczył go żywymi kolorami i tętniącym ulicznym życiem. Tu został i zamieszkał na stałe. W 1923 roku kupił działkę w Marrakeszu i zbudował na niej dom w stylu mauretańskim oraz warsztaty, w których wytwarzał galanterią skórzaną, malowane meble i inne wyroby rzemieślnicze. W 1931 roku zamówił u architekta Paula Sinoir’a projekt willi, która została zbudowana obok domu w stylu mauretańskim. W 1937 roku pomalował ją na jaskrawe kolory, wśród których dominuje niebieski nazywany Bleu Majorelle.
Stopniowo powiększał posiadłość dokupując kolejne działki. Wokół rezydencji stworzył ogród, który otrzymał nazwę Jardins Majorelle. Ogród rozwijał przez prawie 40 lat. Stał się dziełem jego życia. Ponieważ utrzymanie ogrodu było kosztowne, w 1947 roku Majorelle udostępnił za opłatą publiczności. Po jego śmierci w 1962 roku pozbawiony opieki ogród niszczał. Yves Saint-Laurent i Pierre Bergé odkryli go 4 lata po śmierci Majorelle’a, ale na zakup zdecydowali się dopiero w 1980 roku. Zmienili nazwę willi na Villa Oasis i zaopiekowali się ogrodem. Dokupiono nowe rośliny, poprawiono system irygacyjny obiektu, ale także charakterystyczną niebieską barwę ogrodowych zabudowań wzbogaciła kontrastująca słoneczna żółć. Ogród stał się ich rajem na ziemi. Yves Saint-Laurent tak bardzo kochał Jardin Majorelle, że w 2008 roku po śmierci artysty wśród ogrodowych roślin rozsypano jego prochy.
W willi znalazło swoje miejsce Muzeum Berberów. Na powierzchni niemal 200m2 udostępniono zwiedzającym ponad 600 eksponatów używanych przez Berberów, czyli najstarsze plemiona rdzennej ludności w Północnej Afryce, odkrytych od pasma górskiego Rif po Saharę, głównie ze zbiorów Yves’a Saint-Laurent i Pierre’a Bergé. W muzeum można zobaczyć tradycyjne tkaniny, ceramikę, instrumenty muzyczne, zabytkową broń, wyroby z metalu, drewna i skóry, meble, a także kolekcję berberyjskiej biżuterii i strojów codziennych oraz świątecznych używanych przez Berberów.
Tuż obok willi Majorelle, przy tej samej ulicy 5 lat temu, otwarto osobne muzeum poświęcone życiu i twórczości Yves’a Saint Laurenta. Ceglany budynek z dodatkami różowego granitu powstał z inicjatywy Fondation Pierre Bergé - Yves Saint Laurent. Dziś muzeum YVS i ogrody Majorelle są jednymi z największych atrakcji turystycznych Marrakeszu. Rocznie odwiedza je prawie 700 tys. turystów. Właśnie od Marrakeszu i ogrodu Majorelle po zamek Chateau Gabriel w Normandii o prywatnym życiu projektanta opowiada film "Szalona miłość Yves’a Saint Laurent"
Hołdem dla tych marokańskich fascynacji Yves’a Saint Laurenta był zorganizowany właśnie w Maroku na bezkresnej pustyni i piaszczystych wydmach Sahary pokaz kolekcji wiosna-lato 2021 "Gdybyś tam była" przez dyrektora artystycznego Anthony'ego Vaccarello. Wyraz pamięci o geniuszu projektanta, który wyprzedził czas, w którym żył i pokochał Maroko...
Olej arganowy od wieków znany jest jako eliksir młodości. To także jeden z najzdrowszych i najdroższych olejów na świecie, a jego zastosowanie nie ogranicza się jedynie do kosmetologii. Owszem pielęgnuje skórę, odżywia włosy i paznokcie, ale też wyśmienicie smakuje! Jest jednym z podstawowych składników orientalnej kuchni Maroka. Właśnie ze względu na bogactwo prozdrowotnych oraz pielęgnacyjnych właściwości olej nazywany jest płynnym złotem Maroka. Pozyskiwany jest z owoców drzewa arganii (Argania Spinosa). To endemit występujący wyłącznie w regionie Sus w południowym Maroku, pomiędzy Essaouirą i Agadirem. Na tym terenie rośnie prawie 21 milionów drzew arganowych. Są jednymi z najstarszych na świecie. Obszar na którym występują posiada status "Rezerwatu Biosfery Arganeraie" przyznany przez UNESCO.
Owoc początkowo zielony, gdy dojrzeje robi się jasnożółty. Ma długość do 5 cm. Zawiera 2-3 złączone nasiona o bardzo twardych łupinach, przypominających pestkę. Najpierw trzeba zdjąć zewnętrzny gruby i kleisty płaszcz, by dostać się do wspomnianych nasion. Potem rozbić trzeba jeszcze ich twarde łupiny. Z rozcieranych nasion wytwarzany jest olej arganowy, wykorzystywany w kosmetyce. Do celów jadalnych nasiona te przed roztarciem są prażone, dzięki temu olej zyskuje orzechowy zapach i smak. Wytłoki z nasion wykorzystywane są jako pasza dla wielbłądów, owiec czy kóz. W wyniku fermentacji miąższu owoców uzyskiwany jest także alkoholowy napój o nazwie mahia d'Argan.
Tradycyjnie tłoczeniem oleju zajmują się w Maroku wyłącznie kobiety. Jak ciężka to praca wystarczy uzmysłowić sobie, że aby otrzymać litr tego oleistego "złota" potrzeba około 30 kg nasion. Jednym z miejsc, gdzie właśnie tradycyjnie, ręcznie produkowany jest olej arganowy jest spółdzielnia Cooperative Marjana. Jej budynki znajdują się tuż przy drodze prowadzącej do Essaouiry. To co wyróżnia ten zakład to to, że zatrudnione są tam kobiety, które znalazły się w trudnej sytuacji życiowej lub materialnej. To głównie mieszkanki okolicy, które w wyniku różnych zdarzeń losowych - śmierci męża albo rozwodu znalazły się w takiej trudnej sytuacji. Zatrudniając je pomagamy im wyjść na prostą - mówi Amal Elhantati, prezes Cooperative Marjana.
Na marokańskich straganach znaleźć można oczywiście olej arganowy produkowany maszynowo. Tańszy, prawdopodobnie równie pełny prozdrowotnych właściwości, albo - wręcz przeciwnie, bo często to podobne w kolorze podróbki. Chociaż barwą przypominają ten prawdziwy olej arganowy, pozbawione są cennych wartości odżywczych. Na pewno też nie pozwalają wspomnianym prawie 80 kobietom z Cooperative Marjana na zarobek i godne życie. 100 ml oleju arganowego kosztuje tu około 50 zł. Co zaskakujące droższy jest ten kosmetyczny niż jadalny. Szefowa Coop Marjana poleca też miejscowy przysmak Amlou Amelo - jak mówi, to marokańska Nutella zrobiona z oleju arganowego, tłuczonych migdałów i miodu.
Marokański region Taliouine, rozciągnięty wzdłuż górskiego masywu Siroua słynie z produkcji szafranu i jest jednym z głównych eksporterów tej przyprawy na świecie. Tu odbywają się największe w Maroku szafranowe "żniwa". Crocus sativus trafił do Maroka prawdopodobnie w IX w z Kaszmiru, ale zadomowił się tu na dobre na łąkach rozpościerających się pomiędzy Atlasem Wysokim a pasmem marokańskiego Antyatlasu. Temperatura od plus 40 latem do minus 15 zimą. Wysokość od 650 do 1200 m n.p.m.
Miejscowi twierdzą, że im wyżej, tym lepsza będzie przyprawa. Byliny, sadzone we wrześniu, październiku lub maju, zimują latem, a budzą się jesienią. Krokusy kwitną tu na przełomie października i listopada. Przez maksymalnie 20 dni jest czas na zebranie cennego plonu. Dlatego ta gra z czasem zaczyna się o wschodzie słońca. Wtedy kwiat powoli otwiera się, a ze środka wynurzają się trzy czerwone słupki, które po wysuszeniu stają się drogocenną przyprawą.
Przy czym zrywane są całe główki krokusów. Dopiero potem delikatnie odrywa się płatki, a ze środka wyciąga cenne słupki, potem suszy się je na świeżym powietrzu. Po wysuszeniu szafran traci prawie 80 proc. początkowej wagi - aby otrzymać 1 gram przyprawy, należy uzbierać od 150 do 200 kwiatów.
Szafranowi pomogło także to, że właśnie w Taliouine krzyżowały się szlaki karawan. Z południa docierali ci, którzy spieszyli na północ do Marrakeszu. Ze wschodu za zachód wędrowano do żyznej równiny Souss-Massa. To pomogło w wypromowaniu tej najdroższej przyprawy świata. Rocznie Maroko produkuje - w zależności od urodzaju - do 2 ton szafranu (produkcja światowa - to 300 ton przyprawy).
Poza Taliouine uprawia się go również na niewielką skalę w okolicach marokańskiego Warzazat, Skoury, Errachidii, Zagory, Ouriki i w regionie Tafilalet. Gram szafranu w Taliouine kosztował 40 dirhamów, czyli prawie 4 euro.
Wracając z Marrakeszu do Agadiru warto zjechać z głównej drogi do niewielkiej Essaouiry. To doskonałe miejsce, by przewietrzyć głowę nad brzegiem oceanu i wyciszyć się po tym głośnym spotkaniu z orientem w Marrakeszu.
Portugalczycy, Hiszpanie, Francuzi - jedni po drugich przejmowali ten port nad Atlantykiem. I Essaouira to idealny przykład na to, że w architekturze orient potrafi iść w parze z Europą. W 1506 roku Portugalczycy pod dowództwem Diogo de Azambuja wznieśli tu fortecę Castelo Real de Mogador. I właśnie, jako Mogador, port ten znany był Europejczykom jako ważny ośrodek handlu, swego czasu jedyny bezpieczny port w tej części Afryki. A przecież przed wybudowaniem Kanału Sueskiego to właśnie trasa wzdłuż zachodnich wybrzeży Afryki była ruchliwym szlakiem handlowym, umożliwiającym również postój w drodze na drugą stronę Atlantyku.
O tych czasach świetności Mogadoru przypominają mury otaczające rejon portu. Długi pirs z rybnym targiem, nad którym krążą setki mew skuszonych tu łatwym posiłkiem, bo ryby czyszczone i sprzedawane są na miejscu z prowizorycznych straganów. To, co po oczyszczeniu zostaje - trafia na ulicę, stąd zapach unoszący się w powietrzu jest trudny do opisania. Dlatego jeżeli nie szukasz tu świeżej ryby lepiej oddalić się stąd murami w kierunku starej medyny podziwiając potęgę oceanu i fal rozbijających się o miejskie mury. Atlantyk bardzo płytko styka się tu z lądem w rozległej zatoce, do tego zawsze mocno tu wieje, stąd Essaouira to miejsce, do którego - jak magnes - ciągną miłośnicy surfingu i kitesurfingu.
Obecne miasto narodziło się w połowie XVIII wieku, na polecenie skonfliktowanego z Agadirem sułtana Sidi Mohameda ben Abdullaha. Projektował je francuski architekt Theodore Cornut, biorąc to co najlepsze w stylach europejskim i marokańskim. Sułtan był tak zadowolony z efektów pracy Francuza, że ochrzcił miasto Essaouirą - w wolnym tłumaczeniu: dobrze zaprojektowaną. Przy czym ta skryta wewnątrz ufortyfikowanych murów medyna znana jest przede wszystkim z labiryntu wąskich ulic, w których bardzo łatwo jest się zgubić. W tym labiryncie doskonale radzą sobie koty. W Essaouirze jest ich mnóstwo, żyją w harmonijnej, nie spiesznej symbiozie z mieszkańcami i turystami.
Duchowym patronem Essaouiry jest Jimi Hendrix. Spędził tu zaledwie kilka dni w lipcu 1969 roku. Ale do dziś ta wizyta jest miejską legendą powtarzaną przez przewodników. Hendrix miał tu skomponować swoje "Zamki na piasku" - utwór "Castles made of sand". Tyle, że trzymając się dat muzyczna legenda nie wytrzymuje konfrontacji z faktem, że Hendrix był w Essaouirze 2 lata po wydaniu przez The Jimi Hendrix Experience albumu "Axis: Bold as Love", właśnie z wymienionym wcześniej utworem. Ale po oferowanych tu na ulicach ciasteczkach z haszyszem to przywiązanie do dat schodzić może na plan dalszy. Pewne jest natomiast to, że co roku w czerwcu Essaouira gości festiwal muzyczny Music Festival Gnaoua. Mimo że festiwal skupia się głównie na wspomnianym gatunku muzycznym, poprzez łączenie go z jazzem i reggae, zyskał miano marokańskiego Przystanku Woodstock.
Ale miasto zobaczycie również w wielu filmowych produkcjach nieświadomi, że to właśnie marokańska Essaouira. Jako plener do swojego filmowego "Otella" wybrał je Orson Welles w 1952 roku. Ridley Scott realizował tu sceny na murach współczesnej fortecy, ale grały one Messynę oraz Jerozolimę w "Królestwie Niebieskim". Także tu w Essaouirze powstała część "Aleksandra" Oliviera Stone’a. natomiast obecnie wszyscy będą kojarzyć miasto z plenerami z trzeciej serii serialu "Gra o Tron". Zatem świat artystów i hippisów. Świat jak z mitów i baśni o Ali Babie, przywołanych nie tylko przez współczesne kino. Miasto surferów, ale też piłkarzy. Bo najpopularniejszym sportem w Maroku jest piłka nożna.
To widać na plażach, na placach, w szkołach, w marokańskiej telewizji. Ta popularność przekłada się na konkretne efekty w postaci całej generacji cenionych zawodników jakich doczekało się Maroko. Yassine Bounou - strzeże bramki hiszpańskiej Sevilli. Listę znanych na całym świecie obrońców otwiera Achraf Hakimi z Paris Saint-Germain. Kapitanem marokańskiej kadry jest Medhi Benatia zaczynał w Olympique Marsylia. Ale potem była Roma, Bayern Monachium i Juventus. Jest też pomocnik londyńskiej Chelsea - Hakim Ziyech.
Oni są bogami zbiorowej wyobraźni młodych Marokańczyków, którzy całym dniami uganiają się za piłką. Maroko było pierwszą drużyną z Afryki, która awansowała z rozgrywek grupowych na mistrzostwach świata. W drugiej rundzie meksykańskiego Mundialu w 1986 roku "Lwy Atlasu" przegrały z Niemcami 0:1. Wcześniej w grupie, Marokańczycy byli z Polską, Anglią i Portugalią. Z nami i Anglią bezbramkowo zremisowali. Portugalię pewnie pokonali 3 do 1-go. W 1976 roku Maroko jedyny raz zdobyło Puchar Narodów Afryki.
Jeżeli zainteresowało Was Maroko, nic prostszego - sprawdźcie długą listę połączeń oferowanych przez linie czarterowe i regularne linie lotnicze na linii Maroko-Polska. Ceny zarówno lotów, jak i noclegów na miejscu są stosunkowo niskie i atrakcyjne, co jest kolejnym plusem przy planowaniu podróży właśnie do Maroka!