Brytyjscy eksperci ostrzegają – stan wraku amerykańskiego okrętu SS Richard Montgomery pogarsza się. Od II wojny światowej leży on zatopiony u ujścia Tamizy. Problem w tym, że rdzewiejący wrak załadowany jest 1400 tonami materiałów wybuchowych. Eksperci alarmują - konsekwencje ewentualnego załamania się konstrukcji, mogą być katastrofalne.
Ujście Tamizy wygląda malowniczo. Wokół same wioski, małe miasteczka i kilka przemysłowych obiektów. Ale ten idylliczny obraz zakłóca fakt, że w leżącym tam wraku statku SS Richard Montgomery znajduje się ponad 1400 ton materiałów wybuchowych. Gdyby doszło do eksplozji, byłaby ona porównywalna z wybuchem małej bomby atomowej.
W czasie odpływu morza, znad tafli wody wystają maszty statku. Są zardzewiałe i grożą zawaleniem. Zdaniem ekspertów, gdyby do tego doszło, mogłoby to spowodować wybuch. Okręt zatonął podczas sztormu w 1944. Przewoził amunicję. Z jego pokładu zdołano w porę usunąć 5000 ton trotylu, ale to co pozostało, stanowi nadal śmiertelne zagrożenie.
Wrak objęty jest strefą bezpieczeństwa. Nie wolno do niej wpływać. Czasami ktoś zbliża się na kajaku, ale wszyscy starają się zachować stosowną odległość. Można też obejrzeć miejsce w czasie wycieczki statkiem z miejscowości Southend. Turyści często korzystają z takiej możliwości.
Co niepokojące, kadłub statku cały czas ulega degradacji. Eksperci alarmują, że w każdej chwili, jedno silniejsze uderzenie fal, może spowodować olbrzymią eksplozję. Zagrożone są pobliska wioski i terminal, gdzie składuje się ciekłe paliwo. Ewentualny wybuch mógłby doprowadzić do powstania fali tsunami i zalania przybrzeżnych terenów.
Sytuacja jest raczej patowa. Do teraz bardziej bezpieczną wydawała się próba usunięcia materiałów wybuchowych. Obecnie jednak strategia ta nie jest wystarczająca.