W nocy wrak statku Costa Concordia został podniesiony i ustawiony w pionie. Operacja koło wyspy Giglio we Włoszech trwała blisko dobę. Nigdy wcześniej w historii światowej żeglugi nie podniesiono tak gigantycznego statku.
Zobacz również:
Statek długości 300 metrów i ważący ponad 114 tysięcy ton leżał na prawej burcie 20 miesięcy. W czasie skomplikowanej operacji, prowadzonej i przygotowanej przez 500 specjalistów z 26 krajów świata wrak został obrócony o 65 stopni.
Jego podniesienie i oparcie na tzw. sztucznym dnie zamyka pierwszy , najważniejszy etap usuwania skutków katastrofy z 13 stycznia zeszłego roku, w której zginęły 32 osoby. Ciał dwojga - włoskiej pasażerki i Hindusa, będącego członkiem załogi, nie odnaleziono.
Ustawiony w pionie wrak pozostanie koło wyspy w Toskanii do wiosny. Wtedy będzie można odtransportować go do jednego z włoskich portów.
Mimo ciemności, prac nie przerwano
Prace prowadzono także w nocy, bo jak zapewnili eksperci, nie było żadnych obaw związanych z ciemnościami.
Powolna, rekordowa pod każdym względem i bezprecedensowa operacja podniesienia wraku, zwana fachowo po angielsku parbuckling (podnoszenie na linach), rozpoczęła się wczoraj o godzinie 9 rano.
Po dwóch godzinach zaczęła być widoczna pierwsza zmiana w położeniu wraku. Około południa jednostka została oddzielona, czy wręcz oderwana od skał, w które się wbiła. To była kluczowa, najtrudniejsza faza prac.
Wczesnym popołudniem podniesiono wrak już o dwa metry. Z każdą chwilą ukazywały się kolejne fragmenty burty, zniszczonej i przeżartej przez rdzę.
Jednocześnie koordynatorzy akcji zapewniali, że - choć z opóźnieniem - wszystko przebiega bez większych problemów, a struktura statku doskonale reaguje na podejmowane czynności.
Statek mógł się rozpaść
Na miejscu operację obserwowało ponad 400 wysłanników mediów z całego świata.
Całej próbie podniesienia statku towarzyszyło od pierwszej chwili ogromne napięcie. Nie brakowało też obaw, czy zniszczony statek nie rozpadnie się pod wpływem gigantycznej siły, jakiej użyto, by go dźwignąć.
Operacją, realizowaną przez włosko-amerykański koncern Titan-Micoperi kierował 52-letni Nick Sloane z RPA, który w przeszłości ratował statki od Nowej Gwinei po Meksyk, między innymi tankowce podpalane przez piratów u wybrzeży Somalii.
W sztabie kontrolnym, obserwującym każdy ruch, było 10 mężczyzn i 1 kobieta.
We wraku zainstalowano kamery, które cały czas przekazywały z niego obraz do sztabu, a także mikrofony rejestrujące każdy szelest i hałas na pokładzie.
Statek Costa Concordia kosztował blisko 500 milionów euro. Wstępne koszty jego podniesienia oszacowano na co najmniej 600 milionów euro.
(mpw)