Utonięcie gwiazdy serialu „Glee” Nayi Rivery wzbudziło niemałe poruszenie w świecie Hollywood. Dzięki opublikowanemu właśnie policyjnemu raportowi wiemy coraz więcej o tragicznym wypadku z udziałem aktorki.
Ciało Nayi Rivery zostało wyłowione z jeziora Piru w Kalifornii 13 lipca. Aktorkę uznano za zaginioną 8 lipca po tym, jak mężczyzna pływający na jeziorze zauważył na dryfującej łodzi pontonowej jej 4-letniego syna.
Najnowszy raport dotyczący śmierci gwiazdy serialu "Glee" wskazuje, że Rivera tuż przed śmiercią zdołała wyciągnąć syna z wody na łódź. Niewiele później uniosła rękę ponad lustro wody, wołała o pomoc - podaje Fox News.
Według śledczych, Rivera potrafiła dobrze pływać. Mężczyzna, który wynajął jej łódź pontonową powiedział policji, że kobieta nie chciała wziąć na pokład kamizelki ratunkowej. Właściciel wypożyczalni i tak umieścił ją na łodzi.
Raport wskazał też, że 33-latka miała problemy z zawrotami głowy, miała infekcję zatok, a w jej krwi wykryto ślady amfetaminy (klasa substancji chemicznych używanych zarówno w medycynie, jak i w celach rekreacyjnych jako silne używki). Substancje pochodziły z leków, które brała kobieta. Nie wskazano jednak, że mogły wpłynąć na jej śmierć.
Testy toksykologiczne pokazały też, że przed wypadkiem Rivera wzięła też leki przeciwlękowe i preparat na zmniejszenie łaknienia.
Dzień przed śmiercią Rivera zamieściła na Twitterze zdjęcie z synem, które podpisała: "Tylko nas dwoje". Nazywała syna "swoim największym sukcesem".
Rivera była trzecią osobą z głównej obsady serialu "Glee", która zginęła. W 2013 roku Cory Monteith przedawkował heroinę i alkohol, a Mark Salling w 2018 roku popełnił samobójstwo.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: 13-latek próbował uratować babcię i psa przed pożarem? Tragiczna historia rodziny Tofte