Każdego roku we Włoszech około 120 dzieci jest świadkiem zabójstwa w rodzinie - podał dziennik "L'Avvenire". Takie przestępstwa zdarzają się średnio co trzy dni. Po ostatniej zbrodni w okolicach Fogii, na południu kraju, gazeta zwraca uwagę na brak procedur, które szybko pomagałyby osieroconym dzieciom. Tę rolę z trudem spełniają organizacje pozarządowe.
Około godz. 2 w nocy z 6 na 7 maja w Torremaggiore pod Foggią 45-letni mężczyzna albańskiego pochodzenia Taulant Malaj ciężko ranił swoją żonę, również Albankę, którą podejrzewał o zdradę. Matkę zasłoniła ciałem 16-letnia córka Gessica; dziewczyna zmarła z powodu odniesionych ran. Mężczyzna zabił też domniemanego kochanka żony, 51-letniego sąsiada Massimo De Santisa.
Pięcioletni syn Leonardo przeżył schowany za kanapą. Ujawnione potem w mediach filmy pokazują jak ojciec dziecka chodził po domu z komórką nagrywając jak go szuka, żeby zabić. W domu bardzo szybko interweniowali karabinierzy. Matka trafiła do szpitala w Fogii. Przeżyła, jej stan jest stabilny.
Przez ostatni weekend media włoskie informowały o tym co stało się w Torremaggiore, a dziennik katolicki "L'Avvenire" przeanalizował co dzieje się z takimi dziećmi jak Leonardo po rodzinnym dramacie.
"Ten mały chłopiec z Torremaggiore jest jednym ze 100-120 dzieci lub nastolatków, które są świadkami zabójstwa kobiet w domu. Co trzy dni dziecko w Italii przeżywa rodzinną tragedię. Liczba, którą podajemy jest i tak prawdopodobnie niedoszacowana, bo nie ma rejestru tego zjawiska, mimo że stowarzyszenia, które się nim zajmują, apelują o to od lat" - pisze gazeta podając metodologię swoich obliczeń.
"L'Avvenire" zwraca uwagę, że nie ma żadnych krajowych wytycznych dotyczących postępowania z dziećmi w takich sytuacjach. Zauważa, że bezradność państwa w takich sytuacjach miała miejsce nawet w Apulii, która od lat prowadzi kilka pionierskich projektów interwencyjnych. Jednym z nich jest Giada (Interdyscyplinarna grupa pomocy maltretowanym kobietom i dzieciom), który powstał w Bari i obecnie działa już w całym regionie. To ta organizacja, a nie państwo zajęło się sprawami prawnymi dziecka i wsparciem psychologicznym.
"Zostaliśmy natychmiast zaalarmowani. Z pewnymi trudnościami odszukaliśmy naszą osobę kontaktową w szpitalu w Foggii" - mówi Maria Grazia Foschino Barbaro, która odpowiada za regionalną koordynację sieci służb do walki z przemocą wobec dzieci.
"L'Avvenire" zauważa, że choć zabójstwo nastąpiło w weekend, to dopiero w poniedziałek wieczorem sytuacja prawna Leonarda zaczęła się wyjaśniać: został powierzony wujowi, ale sąd nadal przeprowadza wszystkie niezbędne weryfikacje. Trzeba też ustalić wolę matki, która oprócz ciężkich obrażeń musi też zmagać się z informacją o śmierci córki.
Teraz celem jest zapewnienie chłopcu domu, aż matka wyzdrowieje, a także wsparcia psychologicznego. Trzeba też skoordynować ze szkołą, kiedy mógłby wrócić do codziennego życia, z którego nagle został wyrwany. Na szczęście dysponujemy wyspecjalizowanym personelem i środkami finansowymi. Nasza Giada jest częścią projektu Respiro, wspieranego przez fundację Con i bambini w ramach inicjatywy A braccia aperte przeznaczonej specjalnie dla sierot po przestępstwach domowych i zabójstwach kobiet. Dysponuje ona budżetem 10 milionów euro - wyjaśnia Foschino Barbaro.
Ekspertka mówi, że tylko w ciągu ostatnich dwóch miesięcy i tylko w rejonie Foggii miały miejsce dwa kolejne zabójstwa kobiet, które pozostawiły siedmioro sierot.
Smutna prawda jest taka, że te dzieci są sierotami, które pozostawiło państwo i jego instytucje. Zawsze to my, jako stowarzyszenia musimy być w stanie gotowości i reagować, gdy dowiadujemy się o zabójstwie kobiety w naszym regionie. To my najpierw szybko sprawdzamy czy świadkami tych zabójstw są dzieci, czy są one nieletnie, kontaktujemy się z policją, sądami, opieką społeczną - podkreśla Patrizia Schiarizza, przewodnicząca stowarzyszenia Il Giardino segreto.