Punkty będą decydowały o przyjmowaniu imigrantów w Wielkiej Brytanii - to plany organizatorów kampanii popierającej wyjście tego kraju z Unii Europejskiej. 23 czerwca Brytyjczycy zagłosują w referendum, które zadecyduje o dalszym członkostwie Wielkiej Brytanii we wspólnocie.
Podobny system punktacji stosowany jest od lat w Australii. Według przedstawionych propozycji, pod uwagę brane byłyby kwalifikacje zawodowe, ich znaczenie na brytyjskim rynku pracy oraz poziom znajomości języka angielskiego. Dopiero po spełnieniu wymaganych kryteriów przybysze z zagranicy mogliby osiedlać się na Wyspach.
W kampanii przed referendum na razie nie mówi się o wizach, ale w Australii funkcjonują procedury wizowe. Chcemy dostosować imigrację do poziomu, który dyktują nasze względy gospodarcze - podkreśla Gisela Stuart, przedstawicielka "Vote Leave", kampanii nawołującej do Brexitu.
Ogólna liczba przyjmowanych imigrantów ekonomicznych dostosowana byłaby także do możliwości brytyjskich szpitali, systemu oświaty i świadczeń socjalnych. Chodzi o to byśmy mogli ją sami kontrolować, nie Bruksela - dodaje Stuart.
Zwolennicy Brexitu nie ukrywają, że największym problemem dla nich są imigranci z krajów Unii Europejskiej, którzy mają zagwarantowane prawo do swobodnego poruszania się w granicach wspólnoty, osiedlania się i pracy.
Według najnowszych danych, Wielka Brytania przyjęła w ubiegłym roku łącznie 330 tys. imigrantów. To trzy razy więcej niż obiecywał premier David Cameron. Ponad połowa z nich pochodziła z Unii Europejskiej. Według przedstawionych planów, punktowy system nie dotyczyłby ludzi, którzy są obecnie rezydentami Wielkiej Brytanii i posiadają pracę. Ten obowiązujący w Australii bierze także pod uwagę wiek i stan zdrowia ubiegających się o prawo stałego pobytu. Wnioskom muszą towarzyszyć wyniki badan na obecność wirusa HIV i prześwietlenia płuc. Ludzie chorujący na gruźlice są automatycznie wykluczani z programu wizowego.
(mn)