2000 osób aresztowanych w Wenezueli za udział w protestach przeciwko oficjalnym wynikom wyborów prezydenckich ma trafić do więzień o najsurowszym rygorze. Zapowiedział to dyktator Nicolas Maduro, nazywając protesty "nielegalnymi".
Oficjalne wyniki wskazują, że Maduro wygrał wyścig o prezydenturę. Z tą wersją nie zgadzają się jednak setki tysięcy Wenezuelczyków, którzy ruszyli na ulice.
Mamy 2 tys. schwytanych, którzy zostają osadzeni w ciężkich więzieniach Tocaron i Tocuyito. Tym razem sprawiedliwości stanie zadość w pełnym wymiarze i nie ma co liczyć na przebaczenie! - powiedział Maduro, przemawiając do swych sympatyków uczestniczących w "pochodzie zwycięstwa" w stolicy kraju, Caracas.
Wenezuelski dyktator oskarżył demonstrantów między innymi o podpalanie lokali wyborczych i regionalnych siedzib Krajowej Rady Wyborczej.
Wszyscy w śledztwie się przyznają, powtarzam: wszyscy, ponieważ przeprowadziliśmy procesy, którymi kierowała według wszelkich reguł Prokuratura Generalna Republiki - zapewniał Maduro.
Decyzja o zamykaniu wszystkich zatrzymanych za udział w protestach zapadła jeszcze w czwartek, w czwartym dniu po wyborach. Ich wynik został zakwestionowany przez większość Wenezuelczyków i znaczną część społeczności międzynarodowej.
Dwa więzienia dla aresztowanych za udział w protestach, których uczestnicy próbowali kwestionować rezultaty wyborów i dokonać zamachu stanu, będę miał gotowe za 15 dni. To zakłady karne (o najsurowszym rygorze) w Tocoron i Tocuyito, w których umieścimy wszystkich "guarimberois" (awanturników) - oznajmił Maduro.
Jak wynika z informacji Stefanii Migliorini, doradczyni wenezuelskiej organizacji pozarządowej Forum Prawne, które przekazała hiszpańskiej agencji EFE, niektórzy z aresztowanych dyktator zamierza przekazać specjalnym "trybunałom antyterrorystycznym" bez prawa do obrony. Rodziny aresztowanych pozbawione zostały możliwości utrzymywania jakichkolwiek kontaktów z bliskimi.
Forum Prawne ogłosiło, że od poniedziałku do soboty policja i wojsko aresztowały 939 osób za udział w protestach, w tym 90 nieletnich.
Szefowie państw lub rządów Włoch, Francji, Hiszpanii, Holandii, Niemiec, Polski i Portugalii zwrócili się w sobotę do władz Wenezueli o "szybką publikację" dokumentów wyborczych po oficjalnej, choć kwestionowanej reelekcji prezydenta Nicolasa Maduro - podała agencja AFP.
We wspólnym oświadczeniu wezwali "władze Wenezueli do niezwłocznego opublikowania wszystkich protokołów w celu zagwarantowania przejrzystości i integralności procesu wyborczego".
"Ta weryfikacja jest niezbędna, aby uznać wolę narodu wenezuelskiego" - głosi oświadczenie
Od poniedziałku setki tysięcy obywateli domagają się na ulicach miast ustąpienia Maduro. W sobotę w całej Wenezueli odbyły się masowe demonstracje, w których uczestniczyli przywódcy opozycji, w tym jej nieformalna liderka Maria Corina Machado oraz kandydat opozycji w niedzielnych wyborach Edmundo Gonzalez Urrutia.
Protesty rozpoczęły się krótko po poniedziałkowym ogłoszeniu przez państwową komisję wyborczą (CNE), że niedzielne wybory zakończyły się zwycięstwem dotychczasowego prezydenta Maduro. Miał on według niej zdobyć 51,2 proc. głosów. W piątek CNE potwierdziła ten rezultat.
Tymczasem jak twierdzi Maria Corina Machado, jej współpracownikom udało się przejąć akta z komisji wyborczych, które dowodzą, że Edmundo Gonzalez Urrutia zdecydowanie zwyciężył w niedzielnym głosowaniu, otrzymując 73,2 proc. poparcia.
Do sobotniego popołudnia, jak szacuje pozarządowa organizacja Foro Penal, w Wenezueli zabitych zostało w zamieszkach 21 osób, a ponad 100 zostało rannych.