64-letni mieszkaniec stanu Nowy Jork od kilku lat nielegalnie trzymał w przydomowym basenie aligatora. W ubiegłym tygodniu gad został mu odebrany. Teraz mężczyzna domaga się jego zwrotu. Twierdzi, że gad nie jest niebezpieczny. Powstała nawet specjalna petycja, którą podpisało dziesiątki tysięcy internautów.
Aligator Albert mierzy ok. 3,5 metra i waży 340 kg. Funkcjonariusze odebrali go w ubiegłym tygodniu.
Tłumaczono, że w 2021 roku właścicielowi wygasło pozwolenie na jego hodowlę. Licencja nie została przedłużona ze względu na stan zdrowia 34-letniego gada. Zwierzę nie widzi oraz ma problemy z kręgosłupem.
Jednak - jak twierdzi miejscowy departament ochrony środowiska - nawet, gdyby licencja została przedłużona, właściciel i tak naruszył zasady bezpieczeństwa, pozwalając innym osobom głaskać aligatora.
"Dla jasności, nawet jeśli właściciel posiadał odpowiednią licencję, publiczny kontakt ze zwierzęciem jest zabroniony, co stanowi podstawę do cofnięcia pozwolenia i odebrania zwierzęcia" - twierdzi departament ochrony środowiska.
64-letni właściciel nie zaprzeczył, że Albert miał kontakt z ludźmi. Zakwestionował jednak określenie gada jako niebezpiecznego. Jak tłumaczył, mieszka z aligatorem przez ponad połowę swojego życia. Kupił go na wystawie gadów w Ohio.
Jak mówił, zwierzę nigdy nie wykazywało oznak agresji. Dodał, że więź między nim a Albertem jest bardzo silna.
Gad mieszkał w specjalnie przystosowanym do potrzeb aligatora przydomowym basenie. Właściciel nazywa go "łagodnym olbrzymem". To duże dziecko - powiedział.
Po odebraniu od właściciela, Albert został przetransportowany do licencjonowanego opiekuna. Tam czeka aż urzędnicy znajdą miejsce, w którym gad będzie mógł otrzymać stałą opiekę.
Sąsiedzi mężczyzny i tysiące internautów okazali mu wsparcie w tej trudnej sytuacji. Ponad 128 tys. osób podpisało internetową petycję, w której domagają się zwrócenia aligatora 64-latkowi.
Associated Press donosi, że mężczyzna zatrudnił prawnika, który ma pomóc w powrocie Alberta do domu.
Jak tłumaczy, poczuł się potraktowany "jak przestępca", kiedy funkcjonariusze zajmujący się ochroną przyrody, pojawili się uzbrojeni i w kamizelkach kuloodpornych, aby zabrać jego ukochanego zwierzaka. Teraz - dodaje - targają nim emocje.
To rujnuje mi życie - powiedział. Tak bardzo za nim tęsknię. Nie potrafię nawet tego wytłumaczyć - dodał.