Jak powiedział prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan, niewykluczone, że do tureckich operacji wojskowych w północnej Syrii i Iraku zaangażowane zostaną wojska lądowe. Decyzję o możliwej zmianie strategii walki podejmie turecki sztab generalny i ministerstwo obrony.
Rozmawiając z dziennikarzami po powrocie z podróży do Kataru, Erdogan powiedział, że turecki sztab generalny i ministerstwo obrony wspólnie podejmą decyzję o możliwej zmianie strategii walki.
W nocy z soboty na niedzielę Turcja przeprowadziła naloty na północne regiony Syrii i Iraku, wymierzone w cele Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) oraz Ludowych Jednostek Samoobrony (YPG) - ugrupowania Kurdów, które Ankara uważa za odpowiedzialne za zamach bombowy w Stambule z 13 listopada. Ostrzelanych zostało 89 obiektów, m.in. schrony i magazyny amunicji. W atakach zginęło 11 osób, w tym cywile - poinformował serwis CNN, powołując się na wspierane przez USA milicje o nazwie Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF). YPG stanowią trzon sił tej organizacji.
Z kolei w poniedziałek pięć pocisków wystrzelonych z północnej Syrii uderzyło w dystrykt Karkemisz w prowincji Gaziantep na północy Turcji, powodując śmierć trzech osób. Poinformował o tym minister spraw wewnętrznych Suleyman Soylu. Pociski trafiły w liceum i dwa domy w miejscowości Karkemisz oraz w ciężarówkę niedaleko granicy turecko-syryjskiej. Tureckie władze podały, że za atakiem stoją kurdyjscy bojownicy.
Turcja, Unia Europejska, Stany Zjednoczone, a także m.in. Wielka Brytania, Australia i Kanada uważają PKK za organizację terrorystyczną. Turcja i USA mają jednak różny stosunek do YPG; bojownicy tego ugrupowania współpracowali ze Stanami Zjednoczonymi w walce przeciwko dżihadystom z Państwa Islamskiego w Syrii, podczas gdy Ankara uważa tę grupę za syryjskie przedłużenie PKK - podał amerykański serwis CNN.