Amerykańskie media podają, że doradcy Donalda Trumpa wskazują, iż w trzecim tygodniu listopada może pojawić się zapowiedź byłego prezydenta w sprawie wyborów w 2024 roku. Nie jest tajemnicą, że Trump chciałby wrócić do Białego Domu.
Były prezydent USA uważa, że wybory w 2020 roku zostały sfałszowane, a Joe Biden nie powinien w tej chwili sprawować władzy.
O możliwym starcie Trumpa mówi się w zasadzie od chwili zaprzysiężenia Joe Bidena na 46. przywódcę USA. Za byłym prezydentem ciągnie się jednak wiele niewyjaśnionych spraw, którymi zajmują się między innymi prokuratorzy. To sprawy podatkowe, dotyczące wynoszenia tajnych dokumentów z Białego Domu czy szturmu na Kapitol.
O ewentualnym starcie Trumpa nasz amerykański korespondent Paweł Żuchowski rozmawiał ze Stevenem Mullem z Uniwersytetu Stanu Wirginia i byłym ambasadorem USA w Polsce. Ten ostatni podkreśla, że toczące się sprawy są dużym obciążeniem dla Donalda Trumpa.
Wygląda na to, że każdego dnia jest coraz więcej złych wiadomości dla byłego prezydenta Trumpa - podkreśla Mull.
Trzeba też pamiętać, że Trumpowi w partii wyrósł również rywal - to gubernator Florydy Ron DeSantis, którego notowania rosną. DeSantis na Florydzie ubiega się o reelekcję w najbliższych wyborach, które odbędą się już 8 listopada. Jeżeli pokona wysoko demokratę, to jeszcze się umocni. Coraz częściej to o nim mówi się jako o przyszłym kandydacie partii republikańskiej w wyborach prezydenckich w 2024 roku. Ma podobne poglądy jak Trumpa, ale jest młodszy i nie ciągną się za nim sprawy, które - jak w przypadku byłego przywódcy USA - byłyby ciągle przypominane.
Trump ma wciąż duże poparcie wewnątrz partii. Jednak DeSantis ma większe szanse na przekonanie do siebie niezdecydowanych wyborców lub tych, którzy ostatnio zagłosowali na Bidena, choć wcale nie chcieli głosować na demokratę, a zrobili to tylko dlatego, by nie zagłosować na Trumpa.
Najbliższe wybory - do Kongresu i lokalnych urzędów - będą miały ogromne znaczenie. Trump, który wspiera niektórych republikańskich kandydatów dowie się, jaką ma siłę. Jeżeli osiągną spektakularny wynik, będzie wiadomo, że poparcie Trumpa ma znaczenie i on sam może liczyć na dobry wynik.
Jeżeli Ron DeSantis zdobędzie reelekcję i znacząco pokona demokratę, to również będzie wiedział, że liczy się w wyborczym wyścigu. Poza tym jeżeli demokraci polegną - mimo wsparcia Bidena - będzie to znak dla urzędującego prezydenta, że Amerykanie dają mu żółtą kartkę, iż nie są zadowoleni z kierunku, w jakim zmierzają USA.
Być może to będzie ten moment, kiedy demokraci na poważnie zaczną się zastanawiać, kim zastąpić za dwa lata Bidena, choć ten deklaruje, że będzie ubiegał się o reelekcję. Trzeba jednak też pamiętać, że w przeszłości, choćby za prezydentury Baracka Obamy - po dwóch latach jego rządów - demokraci stracili większość na Kapitolu, ale on sam dwa lata później ponownie wygrał i był prezydentem przez następne 4 lata. Dużo zależy od stanu gospodarki i poziomu inflacji. Jeżeli sytuacja się poprawi, to Biden będzie w dużo lepszej sytuacji niż jest teraz.