Brytyjski parlament wszczął dochodzenie w sprawie stanu usług stomatologicznych na Wyspach. Poziom opieki dentystycznej dostępnej w ramach powszechnej służby zdrowia jest tak tragiczny, że ludzie czasami sami wyrywają sobie zęby lub organizują zbiórki crowdfundingowe, by sfinansować wizyty prywatne. Ceny w takich gabinetach są astronomiczne.
Przyczyną parlamentarnego dochodzenia był raport BBC. Jej dziennikarze zadzwonili do wszystkich działających na Wyspach gabinetów stomatologicznych. Okazało się, że 90 procent z nich nie przyjmuje nowych pacjentów, a 80 proc. nie robi tego, nawet jeśli są nimi dzieci. Za wizyty w ramach powszechnej służby zdrowia także trzeba płacić, ale o wiele mniej niż idąc prywatnie. Nic więc dziwnego, że Brytyjczycy chętnie uprawiają tzw. turystykę dentystyczną, czyli leczą zęby za granicą.
Nasz korespondent w Londynie Bogdan Frymorgen przyznaje: Jeśli chodzi o szybkie zabezpieczanie ukruszonego zęba, robię to w lokalnym gabinecie, o którym wiem, że nie przyjmuje już nowych pacjentów. Mogę zatem mówić o dużym szczęściu. Jednocześnie patrzę na grafik w pracy i rezerwuję lot do Polski, gdzie w Krakowie czeka na mnie pani Monika, która potrafi szkiełkiem i okiem, wiertłem i mikroskopem czynić cuda.
Nie wszyscy ludzie mieszkający na Wyspach są w tak uprzywilejowanej sytuacji. Bardzo często okazuje się, że problem z zębem jest dla brytyjskiego dentysty zbyt skomplikowany - na przykład leczenie kanałowe. Człowiek wychodzi z gabinetu z kwitkiem obiecującym skierowanie do przychodni specjalistycznej. Nie z gwarancją, lecz z obietnicą. Owszem, skierowanie przychodzi, ale po 6 miesiącach, kiedy ząb jest już dawno jakimś cudem wyleczony. Kosztem wizyty prywatnej lub po kilku szybkich wycieczkach do Polski, na Węgry do Czech lub na Słowację.
Jakie są ceny usług dentystycznych na Wyspach?
Rosną, ale nie zmieniają się w takim tempie jak ceny biletów samolotowych, więc jest to relatywne. Mój bliski znajomy - Brytyjczyk - lata do Warszawy i wraca tego samego dnia zawsze zadowolony. Ludzie rezerwują za granicą mini-wakacje, by leczyć zęby czy wstawiać sobie implanty. Mój inny znajomy musiał niedawno w trybie ekspresowym pozbyć się zęba mądrości i zmuszony był zrobić to prywatnie. Zapłacił za jego wyrwanie 400 funtów, czyli ponad 2000 złotych. Najbardziej poszkodowanymi w tym zakresie są ludzie ubodzy, i ci, którzy mieszkają na terenach, gdzie gabinety dentystyczne nie wyrastają jak grzyby po deszczu - podkreśla korespondent RMF FM.
Powodem tej dramatycznej sytuacji jest odpływ dentystów i specjalistów ze struktur powszechnej służby zdrowia. Uważają oni, że państwo nie rekompensuje ich usługi i kosztów materiałów uczciwie. Przestaje im się to opłacać, więc zakładają prywatne gabinety. Jak zwykle zatem - chodzi o pieniądze. Ktoś musi się z nimi rozstać, a jeśli nie robi tego państwo, musi zrobić to pacjent.