Huragan Beryl, który w poniedziałek rano uderzył w wybrzeże amerykańskiego stanu Teksas sprawił, że ponad dwa miliony mieszkańców straciło prąd. Żywioł przyniósł ze sobą wiatr wiejący z prędkością nawet 128 km/h, a także opady ulewnego deszczu. Zginęły dwie osoby przygniecione przez powalające się drzewa. Na dwóch lotniskach w Houston odwołano ponad 1000 lotów - wynika z danych FlightAware.

Dan Patrick, inspektor stanowy zastępujący przebywającego za granicą gubernatora Teksasu, powiedział, że zespoły pogotowia energetycznego nie mogą naprawiać zerwanych linii, póki nie osłabnie wiatr. Mężczyznę cytuje agencja AP. Inspektor ostrzegł również, że ulewy nie mijają, a grunt jest już nasycony wodą i ludzie mogą zmagać się powodziami i podtopieniami przez kilka dni. To nie jest wydarzenie jednodniowe - stwierdził.

Mieszkańcy zabezpieczali swoje domy, zabijając deski oknami. Wiele osób ewakuowało się, idąc za sugestiami władz. Jak jednak podaje AP, stanowi urzędnicy obawiają się, że ostrzeżeń posłuchała niewystarczająca liczba ludzi.

Front burzowy rozciąga się w poniedziałek na dystansie 185 km. Władze ostrzegły mieszkańców z obszarów, które miały znaleźć się w centrum nawałnicy, by byli przygotowani na ewentualne gwałtowne powodzie w częściach Teksasu i w Arkansas. Burza ma stopniowo skręcać na północ, a następnie na północny wschód.

Beryl przemieszcza się w głąb lądu, ale to jeszcze nie koniec historii - powiedział Jack Beven, starszy specjalista ds. huraganów w National Hurricane Center.

W ubiegłym tygodniu huragan Beryl przemieścił się przez Karaiby (na wyspach łącznie 11 osób poniosło śmieć) i, już bez ofiar w ludziach, przez Meksyk.