W Paryżu cały czas trwają protesty i zamieszki w związku podniesieniem we Francji wieku emerytalnego. Demonstranci domagają się, by pieniędzy na finansowanie świadczeń rząd szukał raczej w kieszeniach milionerów, a nie zwykłych pracowników. Dzisiejszy szturm na paryską giełdę był kolejnym wybuchem tłumu, który nie zamierza godzić się na plany Emmanuela Macrona.
Grupa protestujących zajęła dziś biura operatora giełdowego Euronext w paryskiej dzielnicy biznesowej. Kilkuset demonstrantów wdarło się do lobby firmy, podpaliło czerwone race i powiewając flagami skandowało przyśpiewkę, która już na stałe weszła do repertuaru paryskich zamieszek: "Jesteśmy tu, nawet jeśli Macron tego nie chce", by potem płynnie przejść do nawoływania "Macron odejdź".
Podobne sceny rozegrały się już w tym miesiącu w biurach BlackRock, także w Paryżu. Demonstranci głośno domagali się, by wielkie korporacje zapłaciły za finansowanie emerytur.
Powiedziano nam, że nie ma pieniędzy na emerytury. Nie ma jednak potrzeby, by szukać ich w kieszeniach pracowników, one znajdują się w kieszeniach miliarderów - powiedział Fabien Villedieu ze związku kolejarzy.
W ostatni weekend Emmanuel Macron podpisał ustawę o podwyższeniu wieku emerytalnego o dwa lata. Stało się to po 3 miesiącach gigantycznych protestów i zamieszek na ulicach francuskich miast.
Badania opinii pokazują, że większość społeczeństwa jest przeciwnikiem reform. Choć francuski rząd i sam prezydent apelowali, by "pogodzić się" z decyzją, protestujący w czwartek pokazali, że nie są na to gotowi i zapowiadają, że będą kontynuować aż władze nie wycofają się ze swoich decyzji.