Szef francuskiego kontrwywiadu Bernard Squarcini usłyszał wstępne zarzuty w sprawie szpiegowania dziennikarza "Le Monde". Jak poinformował adwokat polityka, chodzi o naruszenie tajemnicy korespondencji i bezprawnego zbierania danych.
Squarcini wykluczył jednak rezygnację z kierowania Centralną Dyrekcją Informacji Wewnętrznej (DCRI). Zgodnie z francuskim prawem, postawienie wstępnych zarzutów pozwala na kontynuowanie dochodzenie zanim zapadnie decyzja, czy sprawę skierować do sądu.
"Le Monde" twierdzi, że wszystko zaczęło się od artykułu z 18-19 lipca, na temat głośnego skandalu polityczno-finansowego, tzw. afery Bettencourt. Znalazły się tam informacje obciążające ówczesnego ministra pracy Erica Woertha, podejrzewanego przez media o konflikt interesów i korupcyjne powiązania z otoczeniem dziedziczki koncernu L'Oreal Liliane Bettencourt.
Gazeta podkreśla, że artykuł wywołał wściekłość w Pałacu Elizejskim, który kazał kontrwywiadowi wszczęcie śledztwa, żeby wykryć kto był źródłem przecieku.
Według prasy, Squarcini kazał zdobyć billingi telefonów stacjonarnych i komórkowych dziennikarza "Le Monde", który zajmował się aferą Bettencourt. Konsekwencją tej sprawy było zwolnienie ze stanowiska "zdemaskowanego" przez służby specjalne wysokiego urzędnika w ministerstwie sprawiedliwości, który informował "Le Monde". Szef MSW ostatecznie przyznał, że kontrwywiad dotarł do billingów dziennikarza gazety, jednak zaprzeczył, by działał na polecenie Pałacu Elizejskiego.