Mężczyzna skazany na dożywocie w stanie Iowa domaga się, by sąd go zwolnił. Twierdzi, że skoro w 2015 roku doszło u niego do zatrzymania akcji serca, to technicznie umarł, a więc spełnił warunek przebywania w więzieniu do końca swojego życia.
66-letni Benjamin Schreiber w 1997 roku został skazany na dożywocie za morderstwo. W marcu 2015 roku trafił do szpitala w związku z problemami z kamieniami nerkowymi. Kiedy trafił do placówki, był nieprzytomny.
Przebywając w więzieniu Schreiber podpisał umowę, w wyniku której po wstrzymaniu akcji serca miał nie być ratowany. Personel w szpitalu zadzwonił do jego brata. Ten powiedział, że jeśli Schreiber cierpi, to powinni mu dać coś na uśmierzenie bólu, ale "mają pozwolić mu na odejście".
Lekarze uratowali jednak życie skazanego. Mężczyzna przeszedł operację nerek.
W 2018 roku mężczyzna wniósł zażalenie, twierdząc, że skoro był przez chwilę martwy w szpitalu, to powinien zostać wypuszczony na wolność, bo został skazany na dożywocie, a nie na "dożywocie i dzień dłużej". Sąd odrzucił jednak zażalenie.
Również sąd apelacyjny stanu Iowa odrzucił prośbę, podkreślając, że aby była możliwość zwolnienia Schreibera z więzienia, zgon mężczyzny musieliby stwierdzić lekarze.
Schreiber albo nadal żyje, i w tym przypadku musi zostać w więzieniu, albo nie żyje, w związku z czym jego apel jest dyskusyjny - powiedziała sędzia Amanda Potterfield.
PRZECZYTAJ: Żałobnicy usłyszeli głos z grobu: "Wypuśćcie mnie, tu jest bardzo ciemno!"