Turcja ma prawo rozwiązać swoje problemy w północnej Syrii i przeprowadzić tam ofensywę lądową przeciwko kurdyjskim bojownikom; jesteśmy zdeterminowani jak nigdy wcześniej, by zapewnić bezpieczeństwo naszej południowej granicy - zapowiedział w wystąpieniu w parlamencie turecki przywódca Recep Tayyip Erdogan. Co tak naprawdę chce osiągnąć prezydent i jak to wpływa na sytuację międzynarodową? O tym Tomasz Weryński rozmawiał z profesorem Przemysławem Osiewiczem z Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicz w Poznaniu.
Tomasz Weryński: Turcja zapowiedziała ofensywę, by rozprawić się z kurdyjskimi bojownikami w Syrii. Ankara oskarża kurdyjskie organizacje o przeprowadzenie zamachu w Stambule 13 listopada. Prezydent Recep Tayyip Erdogan zapowiedział możliwość przeprowadzenie ofensywy lądowej by - jak powiedział - zapewnić bezpieczeństwo południowej granicy Turcji. Ruchy Ankary niepokoją Rosję, która dyplomatycznie zaleciła powściągliwość, ale sama ma też związane ręce, gdyż toczy wojnę z Ukrainą. Co tak naprawdę Erdogan chce osiągnąć w Turcji? Czy faktycznie chodzi tylko o rozprawienie się z bojówkami rzekomo odpowiedzialnymi o zamach czy coś więcej?
Prof. Przemysław Osiewicz: Zakładając, że rzeczywiście bojowe organizacje kurdyjskie są odpowiedzialne za ten zamach, bo są poważne wątpliwości. Przypomnijmy, że żadna z organizacji kurdyjskich nie przyznała się do zorganizowania tego zamachu. Z pewnością celem numer jeden jest właśnie rozprawienie się z bojownikami kurdyjskimi po syryjskiej stronie, ale także na terytorium Iraku. To jest ten cel minimum. Tak naprawdę dużo mówi się o tym, że celem numer jeden jest stworzenie strefy buforowej, strefy bezpieczeństwa. To jest mniej więcej 30 kilometrów od linii obecnej granicy syryjsko-tureckiej. Takim planem docelowym jest przesiedlenie nawet około miliona uchodźców syryjskich, którzy w tej chwili przebywają na terytorium Turcji. Dużo się mówi w tym kontekście o takich masowych przymusowych wręcz deportacjach. Z jednej strony mamy do czynienia z takim pozytywnymi sygnałami i działaniami, jak chociażby wybudowanie w prowincji Idlib do tej pory ponad 60 tysięcy mieszkań. W planach - jak wspominał ostatnio prezydent Erdogan - jest budowa kolejnych 240 tysięcy mieszkań.
Czy budowa tych domów dla uchodźców na północy Syrii, to jest jakiś element pewnej mini aneksji w wykonaniu Ankary? Czy po prostu Turcja już nie daje sobie rady z napływem Syryjczyków do swojego kraju?
Pewnie ten drugi powód. Raz, że jest to duże obciążenie budżetowe. Potrafimy sobie to wyobrazić. Oficjalnie jest ok. 4 mln uchodźców z Syrii na terytorium Turcji. Nieoficjalnie mówi się, że ta liczba może być większa o milion czy nawet dwa. I to, co jest zauważalne od mniej więcej roku to wzrost liczby incydentów i ataków na uchodźców syryjskich na terytorium Turcji. Rosną animozje, niechęć, zniecierpliwienie, zmęczenie obywateli Turcji pobytem syryjskich uchodźców i bardzo głośno się o tym mówi. Są tacy politycy, którzy dosyć głośno mówią o tym, że już czas, żeby Syryjczycy wracali do siebie, na własne terytorium. Ponieważ na większości tych obszarów nie toczą się działania bojowe, wojenne, czyli nie ma bezpośredniego zagrożenia dla życia i zdrowia. Ten argument się bardzo często pojawia w tureckich mediach i jest on odpowiednio wykorzystywany. Partia rządząca przygotowuje się do wyborów, które niekoniecznie musi wygrać. Tego typu sygnały społeczne, tego typu niepokoje musi brać pod uwagę i kalkulować. Myślę, że to jest taka chłodna kalkulacja polityczna.
Jak na ruchy Turcji patrzy syryjski dyktator Baszar el-Asad? W końcu chodzi o wejście Turków na jego terytorium. Ankara wspiera także działającą na północy syryjską opozycję.
Oczywiście jest sprzeciw i to zdecydowany ze strony Damaszku. Natomiast drugiej strony można byłoby też spojrzeć na to w ten sposób, że tak naprawdę Turcja - przepraszam za wyrażenie kolokwialnie - "załatwia" jeden z problemów jakie Baszar al-Asad ma na swoim terytorium czy na terytorium Syrii. Jest tutaj oczywiście wspierany przez Iran, który jest bardzo zaniepokojony tą projekcja siły Turcji na północy. Mamy też takie niby jednoznaczne stanowisko Federacji Rosyjskiej, ale jednak bardzo ostrożne, bo nawet Dmitrij Pieskow, jak pamiętam, wspomniał wczoraj czy przedwczoraj, że rozumiemy obawy Turcji i potrzebę stworzenia strefy bezpieczeństwa, ale jednak powinno się to odbywać przy użyciu innych środków.
Erdogan mówi, że Rosja zawiodła na Bliskim Wschodzie. O co chodzi pana zdaniem?
Myślę, że zawiodła w tym kontekście, że przede wszystkim obecność rosyjska w Syrii stanowiła i stanowi zagrożenie dla interesów tureckich w Lewancie i nikt tego nigdy nie ukrywał. To jest punkt zapalny w relacjach dwustronnych między tymi państwami i nadal nim będzie. Przypomnijmy, że Turcja ewidentnie i bardzo jednoznacznie dążyła i nadal dąży do odsunięcia Baszara el-Asada od władzy. Federacja Rosyjska wręcz odwrotnie także. Myślę, że też była kalkulacja tego typu, że jednak Rosja będzie mocniejszym państwem, będzie mogła więcej, więc Turcy bardzo ostrożnie podchodzili do obecności rosyjskiej na Bliskim Wschodzie. Teraz są przekonani, że tak naprawdę Rosja jest słaba i skoro nie radzi sobie w Ukrainie to nie będzie się angażowała mocniej na Bliskim Wschodzie. Myślę, że to też jest pokaz siły ze strony Turcji. W takim razie, skoro wy sobie nie radzicie, to my możemy działać i nasze strategiczne cele osiągać bez konsultacji, bez oglądania się na wasze działania.
Jak to wygląda od strony kurdyjskiej? Jak oni to rozumieją, jak do tego podchodzą?
W media kurdyjskich i niezależnych serwisach kurdyjskich jest jednoznaczna ocena tej sytuacji. Wskazuje się na to, że zamach terrorystyczny w Stambule był tak naprawdę przygotowany przez tureckie służby specjalne i tak naprawdę miał to być wyłącznie pretekst do rozprawy z Kurdami. Jednoznacznie się wskazuje na to, że prezydent Erdogan i jego otoczenie wybrali właściwy dla siebie moment. Potrzebowali pretekstu, żeby nikt nie mógł im zarzucić, że działali bezpodstawnie. To też buduje pozycję prezydenta, ale i w kontekście wyborów - partii rządzącej. Zobaczcie jest zagrożenie, jest atak na naszych obywateli naszym terytorium. Radykalnie rozprawiamy się z wrogami naszego państwa. Jesteśmy czujni, działamy sprawnie, to będzie wykorzystywane PR-owo jeszcze przez wiele miesięcy.