Koło włoskiej wyspy Giglio rozpoczęła się operacja podniesienia wraku statku Costa Concordia. Prace zaczęły się z trzygodzinnym opóźnieniem. Powodem była burza, która przeszła w nocy nad wyspą.
Burza uniemożliwiła w nocy ekipom technicznym ustawienie przy wraku części sprzętu pływającego oraz innych maszyn, m.in. tratwy, na której mieści się sztab kontrolny. Wszystko instalowano dopiero nad ranem.
Kierujący operacją wyjaśnili, że dopiero po kilku godzinach od jej rozpoczęcia będzie można dostrzec zmianę w położeniu wraku.
O skali operacji, jakiej podjęto się po raz pierwszy w historii transportu morskiego, świadczą rozmiary wycieczkowca: 300 metrów długości, 70 metrów wysokości, 35 metrów szerokości i 114 tysięcy ton wagi.
Na budowę całej gigantycznej struktury niezbędnej do przeprowadzenia operacji, określanej fachowym angielskim terminem parbuckling, potrzeba było ponad 30 tys. ton stali, czyli cztery razy więcej niż waży wieża Eiffla.
Przy wraku ustawiono 6 platform na 21 palach wbitych w skalne dno morza. Zainstalowanych zostało 56 lin o długości 58 metrów i o wadze 26 ton każda.
Sztuczne dno, które ma zapobiec zsuwaniu się wraku na głębszą wodę, tworzy blisko 1200 worków z zaprawą cementową o łącznej masie 16 tys. ton.
Przewiduje się, że obrócenie Concordii o 65 stopni, a następnie ustawienie jej w pionie i oparcie na tzw. sztucznym dnie potrwa od 10 do 24 godzin. Wrak powinien stanąć w pionie po 6-7 godzinach od rozpoczęcia prac.
Operacja, w którą zaangażowanych jest około 500 ekspertów i techników z 26 krajów, ma kosztować co najmniej 600 milionów euro.
Wcześniej została przeprowadzona próba generalna. Dyrektor operacji Nick Sloane wyjaśnił, że z powodzeniem dokonano próbnego przesunięcia statku o 3 centymetry, aby sprawdzić, czy jego podniesienie będzie w ogóle możliwe.
Optymizm zachowuje szef włoskiej Obrony Cywilnej i zarazem komisarz ds. Concordii Franco Gabrielli. Pytany o prawdopodobieństwo sukcesu operacji odparł wczoraj: "100 procent".
Inżynierowie, którzy rok opracowywali skrupulatnie każdy krok operacji, wyjaśnili, że kluczowe znaczenie będzie miało jej pierwszych 5-6 godzin. To w tej najdelikatniejszej i budzącej obawy fazie dojdzie do oddzielenia statku od morskich skał, na które wpadł. Etap ten wywołuje niepokój, bo nie wiadomo, jakie zniszczenia w jego strukturze wyrządziły skały oraz rdza.
Nad przebiegiem każdego ruchu czuwać będzie 10-osobowy sztab kontrolny.
Nikt nie będzie znajdował się podczas próby podniesienia na pokładzie Concordii; byłoby to zbyt niebezpieczne.
Przedstawiciel armatora Costa Crociere, czuwający nad przebiegiem całej akcji Franco Porcellacchia oświadczył: Są wszystkie szanse na to, że się to uda, wolimy nie mówić o ewentualnym planie B.
Agencja do spraw ochrony środowiska w regionie Toskania szacuje, że w czasie podniesienia Concordii z jej wnętrza wypłynie 80 tysięcy metrów sześciennych wody. Stanowi ona, przyznają eksperci, poważne zagrożenie dla środowiska naturalnego. Ale nie spodziewamy się katastrofalnych rezultatów - zapewnili.
Obrócenie i ustawienie wycieczkowca w pionie zakończy się w chwili, gdy zostanie on oparty o sztuczne dno na głębokości 30 metrów. Dopiero wtedy możliwe będzie wznowienie przerwanych ponad rok temu poszukiwań ciał dwóch ofiar katastrofy, w której zginęły 32 osoby. Dotąd nie znaleziono ciał włoskiej pasażerki i członka załogi, obywatela Indii. Do katastrofy doszło w styczniu ubiegłego roku.
(mpw)