Niemiecka policja starła się w czwartek wieczorem z demonstrantami na ulicach Hamburga, gdzie w piątek rozpocznie się szczyt G20. Funkcjonariusze użyli armatek wodnych po tym, jak w ich stronę poleciały race dymne.
Policja zatrzymała liczący 12 tysięcy osób pochód przeciwników szczytu G20. Część demonstrantów - tzw. czarny blok - miała zasłonięte twarze, co było niezgodne z przepisami. Doszło do starć. Są ranni.
Część uczestników demonstracji zorganizowanej pod hasłem "Welcome to Hell" (Witamy w piekle) zaatakowała policjantów, obrzucając ich kamieniami, butelkami i petardami. Funkcjonariusze użyli armatek wodnych i gazu łzawiącego.
W tłum pokojowych demonstrantów wmieszali się skrajnie lewicowi działacze "czarnego bloku", nazywani tak z powodu czarnych strojów i czarnych masek na twarzach. Do starć doszło podczas próby usunięcia ich z pochodu. Są ranni. Nad ulicą, gdzie doszło do zamieszek, unoszą się kłęby dymu.
Rzecznik hamburskiej policji Timo Zill powiedział, że policja nie będzie tolerowała zamaskowanych demonstrantów.
Demonstracja rozpoczęła się o godz. 16 od wiecu na placu Fischmarkt. Uczestnicy pochodu mieli następnie przejść w pobliże Centrum Targów, gdzie jutro rozpocznie się szczyt G20.
W Hamburgu przebywa między innymi prezydent USA Donald Trump, który poleciał tam prosto z Warszawy. W Polsce spotkał się z prezydentem Andrzejem Duda, uczestniczył w szczycie inicjatywy Trójmorza, wygłosił także długie przemówienie na warszawskim pl. Krasińskich.