Co najmniej 92 imigrantów zginęło u brzegów włoskiej wyspy Lampedusa, gdy statek, którym płynęli z Libii, stanął w płomieniach i przewrócił się. Na pokładzie byli głównie uciekinierzy z Erytrei i Somalii. 151 rozbitków uratowano, 250 osób uważa się za zaginione.
To tragedia bez precedensu - mówią lekarze na włoskiej wyspie. Jak informują władze, na Lampedusie brakuje miejsc zarówno dla wyławianych ciał ofiar, jak i rozbitków, którym potrzeba jest pomoc medyczna. Według samych uchodźców, na statku było około 500 osób.
Pożar na statku imigrantów wybuchł w momencie, kiedy jednostka znajdowała się pół mili od brzegu. Według karabinierów, to sami uchodźcy podpalili koce na pokładzie, by straż przybrzeżna mogła ich dostrzec i przetransportować na ląd.
Gdy płomienie rozprzestrzeniły się, a statek zaczął się przewracać, ludzie zaczęli wskakiwać do wody.
Włoska policja aresztowała na brzegu jednego z rozbitków - młodego Tunezyjczyka, którego imigranci rozpoznali jako współorganizatora próby przeprawy do Włoch.
Nie znamy rozmiarów tej tragedii, ale to potworność - powiedziała burmistrz Lampedusy Giusi Nicolini.
Katastrofą natychmiast zajął się włoski parlament. Deputowany formacji byłego premiera Mario Montiego, działacz katolickiej Wspólnoty świętego Idziego Mario Marazziti zaapelował w izbie, by ogłosić dzień żałoby narodowej.
Zareagował również Watykan. Na profilu papieża Franciszka na Twitterze zamieszczono jego apel o modlitwę za ofiary tragedii. Media przytaczają też słowa papieża, który na wiadomość o tym, co się stało, miał powiedzieć: To hańba.
(edbie)