417 osób, w tym 61 cywilów, zginęło w walkach na północy Syrii. Od środy ścierają się tam islamistyczni rebelianci i siły rządowe wspierane przez rosyjskie lotnictwo. Dane o ofiarach pochodzą z Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka (SOHR). Obronę syryjskich cywilów zapowiedziała Turcja.
Co najmniej 32 cywilów zginęło w prowadzonych od dwóch dni rosyjskich bombardowaniach Idlibu i Aleppo - informuje SOHR. To organizacja pozarządowa z siedzibą w Wielkiej Brytanii, która dysponuje rozwiniętą siatką informatorów w Syrii.
Dżihadystyczna grupa Hajat Tahrir asz-Szam (HTS) i inne bojówki wkroczyły w piątek do Aleppo, drugiego pod względem wielkości miasta kraju. Po opanowaniu większości tego miasta islamiści zaczęli zajmować miasteczka i wioski w pobliskiej prowincji Hama - poinformowała w niedzielę Associated Press.
Jeszcze przed rozpoczęciem błyskawicznej ofensywy bojownicy z HTS kontrolowali większość prowincji Idlib. Dżihadystyczna grupa była znana wcześniej jako Front Nusra i jest uznawana za organizację terrorystyczną m.in. przez USA, Turcję i Rosję. W Idlibie stacjonują także wspierani przez Turcję rebelianci z Syryjskiej Armii Narodowej, którzy również walczą z wojskami reżimu prezydenta Syrii Baszara al-Asada.
Asada wspiera Rosja i Iran. Według SOHR część ofiar po stronie rządowej stanowią pochodzący z różnych krajów członkowie proirańskich grup zbrojnych.
Ulice Aleppo były w niedzielę opustoszałe, przestraszeni ludzie zostali w domach, a wielu z nich uciekło z miasta - relacjonuje agencja Reutera. Wojska rządowe wycofały się z miasta, przegrupowują się na jego obrzeżach, czekając na posiłki, które pomogłyby w kontrataku - dodała agencja, powołując się na źródła w armii.
Turecki minister spraw zagranicznych Hakan Fidan powiedział w rozmowie telefonicznej z sekretarzem stanu USA Antonym Blinkenem, że Ankara jest przeciwna wszelkim działaniom, które mogą bardziej zdestabilizować sytuację w regionie i "nie pozwoli na terrorystyczne działania przeciwko jej terytorium ani przeciwko syryjskiej ludności cywilnej" - napisała turecka agencja Anatolia. Zapewnił, że Turcja opowiada się za obniżeniem napięcia w Syrii.
Fidan dodał, że do osiągnięcia pokoju w Syrii powinien zostać zakończony "polityczny proces" między reżimem i opozycją.
Turcja bezpośrednio zaangażowała się wojskowo w Syrii w 2016 r., by realizować swoje długoterminowe cele - demonstrację siły w regionie i zabezpieczenie się przed ugrupowaniami kurdyjskimi. Ankara za zagrożenie uznaje nie tylko reprezentującą tureckich Kurdów separatystyczną Partię Pracujących Kurdystanu (PKK) - organizację uznaną za terrorystyczną również przez UE i USA - ale i działające w Syrii Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG).
W 2011 r. w Syrii wybuchła wojna domowa, która na długo pogrążyła kraj w chaosie. W ostatnich latach rząd w Damaszku zdołał odzyskać kontrolę nad większością terytorium kraju, w dużej mierze dzięki wsparciu Rosji i Iranu. Szacuje się, że w konflikcie zginęło co najmniej pół miliona osób.
Aleppo było miejscem jednych z najbardziej zaciekłych walk. Mieszkańcy powiedzieli Reutersowi, że boją się powtórki niszczycielskich nalotów Rosjan, które zabiły tysiące ludzi i umożliwiły Asadowi w 2016 r. odzyskanie kontroli nad miastem.
W 2020 r. Rosja i wspierająca rebeliantów Turcja zawarły porozumienie, które zakończyło większość walk. Obecne starcia są najpoważniejszymi od tego czasu.
Część Syrii jest też kontrolowana przez ugrupowania kurdyjskie skonfliktowane zarówno z rządem w Damaszku, jak i Turcją oraz wspieranymi przez nią grupami. Według SOHR niezależnie od walk islamistów z wojskami rządowymi, ugrupowania wspierane przez Turcję wyparły w niedzielę siły kurdyjskie z położonego na północy miasta Tal Rifat.