Zaostrza się spór między Polską a Brukselą o system głosowania w Unii Europejskiej. Premier Kaczyński grozi wetem w sprawie nowego traktatu konstytucyjnego, jeśli Unia nie będzie chciała podjąć dyskusji na temat naszej propozycji.
Strategia polskiego rządu to nic wyrafinowanego. To raczej prosty szantaż: albo Unia przedłuży negocjacje w sprawie systemu głosowania, bo do tego sprowadza się nasza propozycja, albo Polska powie głośne „weto”, co będzie równe z zablokowaniem unijnego szczytu.
W poniedziałek premier przekonywał, że wcale nie chcemy posłużyć się takim szantażem, a ewentualne użycie weta będzie winą Unii, która zmusi nas do zrobienia takiego kroku. Na razie co prawda nie mamy zbyt wielu sojuszników w tej kwestii - głośne poparcie wyrażają jedynie Czesi. To nie zniechęca jednak Jarosława Kaczyńskiego, który liczy na to, że zarówno niemiecka prezydencja dążąca do spektakularnego sukcesu w postaci uchwalonej w końcu eurokonstytucji, jak i cała Unia w drodze do tego celu, zgodzi się na rożne ustępstwa.
W Brukseli ważni politycy - nie tylko podważają sens polskiej propozycj, ale i starają się wywrzeć presję na polskie władze. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Poettering dał do zrozumienia, że Polska straci szanse na europejską solidarność w kwestii bezpieczeństwa energetycznego jeżeli zawetuje unijny szczyt pod koniec czerwca. Ostatecznie Polska sama sobie zaszkodzi – ostrzega Poetterning. Jego słowa są o tle znaczące, że jest dobrym, politycznym znajomym Angeli Merkel i prawdopodobnie mówi na głos to co myśli pani kanclerz.
Z kolei bardzo zaangażowany w stworzenie nowej, europejskiej konstytucji, włoski minister spraw wewnętrznych krytykował proponowany przez Polskę system pierwiastkowy, który daje nam większą siłę głosów. Jego zdaniem system ten nie jest bardziej demokratyczny – jak twierdzi Warszawa – bo utrudni podejmowanie unijnych decyzji. Politycy straszyli, że Polska realizując groźbę weta wpędzi Unię w bezprecedensowy kryzys.