Większość Polaków wyjeżdżających na Wyspy nie zna języka tak dobrze, by rozumieć zapisy kontraktów w agencjach pośrednictwa pracy. Dlatego same agencje próbują ściągać pieniądze od Polaków, podczas gdy w Wielkiej Brytanii wolno im obciążać zapłatą tylko pracodawców.
Agencyjne umowy najlepiej tłumaczyć. Można w ten sposób wykryć wiele błędów. Często agencje są nielegalne albo wcale ich nie ma – trzeba więc sprawdzić, czy mają adres i telefon stacjonarny. Jeśli numer telefonu agencji zaczyna się od cyfry 7, oznacza to, że dodzwonimy się na komórkę.
Język nie tylko daje lepszą pracę, ale też pozwala czytać umowy oraz poznawać przepisy i swoje prawa, które bywają tu gwałcone. Wanda Wyporska z centrali związkowej TUC opowiada, jak potraktował Polaków jeden z brytyjskich supermarketów:
Plan podboju Wysp kreślimy dzięki radom ludzi, którzy poświęcili się pomocy polskim imigrantom. Jedną z nich jest Gerarda Drymer, która kieruje charytatywną organizacją East European Advice Centre:
Przyjeżdżającym w ciemno, bez zawodu, pieniędzy, języka i załatwionej pracy, grozi bezdomność. W Wielkiej Brytanii bez przepracowania 1,5 roku nie ma się bowiem prawa do większości świadczeń dla bezrobotnych. Dane z Londynu mówią, że co czwarty kloszard w mieście pochodzi z Polski. Możliwe, że część z nich była także bezdomna w Polsce i przeniosła się, szukając lepszego klimatu i wyższej jałmużny.
Kolejna rada Gerardy Drymer dotyczy języka angielskiego - to najważniejsza broń w podboju tutejszego rynku pracy. Tak samo uważa Jan Mokrzycki - szef Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii:
Naczelnym problemem pracujących Polaków, obok frustracji wynikającej z konieczności podejmowania zajęć poniżej kwalifikacji i wykształcenia, jest nieznajomość języka. Badania z Birmingham wskazują, że znikoma liczba polskich imigrantów uważa, że mówi płynnie po angielsku, ale większość twierdzi, że zna podstawy języka i potrafi się porozumieć. Wszyscy, którzy mówią, że mówią słabo po angielsku, zwykle zawstydzają swoim angielskim Anglików - mówi prezes jednej z londyńskich firm Roger Southam.
Najnowsza ankieta Centre of Migration Policy and Society daje nieco inne wyniki: 10 procent ankietowanych uważa, że mówią płynnie, jedna trzecia deklaruje, że zna tylko podstawy języka, a połowa twierdzi ze posługuje się nim wystarczająco dobrze.
Ogólnie Polacy maja bardzo dobra prasę jako pracownicy. Półtora roku temu „Guardian” wydal specjalny dodatek, w którym podtytuł głównego artykułu brzmiał: „Możemy znów rozmawiać o pogodzie, dzięki Polakom, pierwszym tematem naszych rozmów przestały być kłopoty z remontem domu”.
Brytyjczycy szukając racjonalnego wyjaśnienia przepaści w umiejętnościach swoich i polskich robotników, sięgają nawet do historii, dając wiarę przypuszczeniom, ze powodem polskiej sprawności jest doświadczenie nabyte dzięki powojennej odbudowie kraju.
Zaledwie 3 procent badanych w Birmingham podało, że należy do związków zawodowych, ale zainteresowanie wyraziło kolejnych kilkanaście procent. Według nowego badania Centre of Migration Policy and Society, do związków chce przystąpić ponad połowa Polaków. Niedawno jedna z gazet napisała, artykuł o tym, że Polacy „przywieźli ze sobą solidarność” i bardzo chętnie odpowiadają na akcję rekrutacji prowadzoną przez związkowców. Jan Mokrzycki zapewnia, że gdy się już ma pracę, warto zapisać się do związków zawodowych:
Uwierzcie w siebie, nie wierzcie w cuda – to jeszcze jedna rada twardo stąpającego po ziemi londyńskiego biznesmena. Jeśli coś brzmi jak bajka, to pewnie rzeczywiście jest tylko bajką. Ktoś, kto mówi, że da wam świetną pracę, mieszkanie, mówi, że zawiezie i wszystko załatwi, to pewnie tylko mówi - zapewnia.
Reporter RMF FM Paweł Świąder dotarł do agencji pośrednictwa i bez problemu znalazł w niej pracę:
Prasa sporo pisała o wrogości wobec Polaków. Gazety, podobnie jak Anglicy i sami Polacy powtarzają, że przypadki agresji są odosobnione, a niemal wszyscy są przyjaźni.
Polacy stanowią tylko jedna czwartą imigracji, ale trafiają do całego kraju. Poza tym tworzą nagle dość duże skupiska, pięcio- dziesięciotysięczne dość niewielkich miastach, a to może stawać się przyczyną kłopotów - mówi szef organizacji Migration Watch sir Andrew Green.
W jednym z takich małych miast, Barrow in Furness, pobici Polacy trafili do szpitala. Tamtejsza policja twierdzi, że nie wiadomo nic o powodach, chociaż miejscowa gazeta pisała, że napastnicy krzyczeli „do domu, za dużo was tu” etc.
W ubiegłą sobotę sam Artur Boruc popisał się skuteczną interwencją w parku w Glasgow, gdzie grupa pijanych Szkotów rzuciła się na Polaków, w tym na ciężarną kobietę, z hasłem „wynocha, zabieracie nam pracę”. To na szczęście tylko pojedyncze ekscesy.
Paul, jeden z robotników, którzy pracują przy rusztowaniach, tak komentuje polską inwazję: Czasem mnie to złości. Polacy godzą się pracować za mniejsze pieniądze, a Anglicy tracą robotę. To chyba jest nie fair. Polacy mogą zarabiać mniej, a my musimy spłacać kredyty i utrzymywać rodziny. Od razu jednak dodaje, że Polacy to dobrzy ludzie.
Jak mówi sir Andrew Greek, w dobie terroryzmu i otwartej na świat Brytanii biali słowianie są „kuzynami wyspiarzy”: Mamy tu do czynienia z Europejczykami i z chrześcijanami. Dlatego różnice kulturowe są znacznie mniejsze i Polacy rzeczywiście mogą integrować się łatwiej niż inni - zapewnia.