Po amerykańskich atakach na Afganistan sąsiedni Pakistan znalazł się między młotem a kowadłem. Władze w Islamabadzie zadeklarowały pełne poparcie dla wojny z terroryzmem, co islamscy ekstremiści uznali za zdradę.
Wszyscy zastanawiali się jak na atak Amerykanów zareagują mieszkańcy sąsiedniego Pakistanu, gdzie od tygodni trwają protalibańskie protesty. Rano prezydent Pervez Musharraf mówił, że rząd panuje nad sytuacją, a atak był konieczny. W kilku miastach kraju doszło do antyrządowych demonstracji. Zginęła w nich jedna osoba, a kilkadziesiąt zostało rannych. Potem ze względów bezpieczeństwa zamknięto sześć lotnisk cywilnych w całym kraju. Większość z nich znajduje się w pobliżu granicy afgańsko-pakistańskiej. Władze poinformowały, że chcą w ten sposób zapobiec atakom terrorystycznym.
Prezydent Musharraf nie zgadza się na decydującą rolę w przyszłym rządzie afgańskim Sojuszu Północnego. To wyraźny znak, że Pakistan zaakceptuje tylko taki rząd, w którym będą przedstawiciele wszystkich ugrupowań i, co najważniejsze, będzie utrzymywał dobre stosunki z sąsiadem. Na razie nawoływania do Dżihadu nie wywołały w Pakistanie zamieszek, czy większych niepokojów. Jednak ten spokój to cały czas pokój pod lufami karabinów.
22:30