52-letni mężczyzna i jego 20-letni syn spłonęli w porsche na niemieckiej autostradzie pod Dortmundem. Policja podejrzewa, że brali udział w nielegalnych wyścigach. Wyjaśnia też, dlaczego ich auto miało czerwone tablice rejestracyjne.

Do tego makabrycznego wypadku doszło na autostradzie A44 w środę po godzinie 20:00. 

W luksusowym, szarym Porsche 911 GT3, wartym 200 tysięcy euro, siedzieli pochodzący z Dortmundu 52-letni ojciec i jego 20-letni syn. Na zjeździe z autostrady pojazd wpadł z poślizg, wypadł z drogi, sunął siłą rozpędu ponad 250 metrów i uderzył w drzewo. Mężczyźni zginęli w płomieniach. 

Biegli oszacowali, że w miejscu, gdzie obowiązywało ograniczenie do 120 km/h, porsche pędziło z prędkością 200 km/h. 

Służby podejrzewają, że auto brało udział w nielegalnych wyścigach. Na to wskazują zeznania świadków. Mówili oni o mercedesie, którego kierowca uciekł z miejsca wypadku. 

Policja namierzyła i zatrzymała 39-letniego kierowcę czarnego Mercedesa C63 AMG w jego domu. Został przesłuchany, a następnie zwolniony. Policja zarekwirowała mu telefon komórkowy i komputer z samochodu, którego zapis jest obecnie analizowany.

Z informacji gazety "Bild" wynika, że porsche miało czerwone tablice rejestracyjne. Zgodnie z niemieckim prawem drogowym tylko nieliczne pojazdy mogą mieć takie rejestracje - na przykład te w salonach samochodowych. Można nimi jechać tylko na jazdę próbną albo na stację benzynową. 

Stąd przypuszczenia, że mężczyźni, którzy zginęli, mogli wziąć porsche z salonu właśnie na wypróbowanie. To by z kolei wskazywało, że kierowca nie znał możliwości pojazdu i przecenił swoje umiejętności. 

Dochodzenie ma wyjaśnić, czy był to nieszczęśliwy wypadek czy skutek nielegalnych wyścigów na autostradzie. Śledczy próbują zrekonstruować przebieg zdarzenia, jeszcze raz przesłuchają kierowcę mercedesa, by dowiedzieć się, czy znał mężczyzn jadących porsche.