Realizuje się najgorszy możliwy scenariusz po potężnym osuwisku, które zeszło w piątek w Papui-Nowej Gwinei. Z najnowszych informacji wynika, że nie żyje już co najmniej 670 osób, czyli ponad dwukrotnie więcej, niż pierwotnie szacowano.
Potężne osuwisko zeszło w piątek ok. godz. 3:00 czasu lokalnego w prowincji Enga w regionie Mulitaka, ok. 600 km na północny zachód od stolicy Papui-Nowej Gwinei, Port Moresby.
Australijski Departament Spraw Zagranicznych i Handlu informował w sobotę, że osuwiskiem dotkniętych zostało w sumie sześć wiosek.
Z najnowszych informacji, przekazanych w niedzielę przez agencję Reutera, wynika, że w osuwisku zginęło już 670 osób. Sobotnie szacunki mówiły o ponad 300 ofiarach śmiertelnych.
Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji (IOM) poinformowała, że wzrost liczby zabitych został oparty o relacje urzędników z wioski Yambali, według których ponad 150 domów zostało zasypanych ziemią. Poprzednie szacunki mówiły o 60 domach.
Ratownicy z organizacji CARE Australia stwierdzili, że łączna liczba osób dotkniętych skutkami katastrofy prawdopodobnie jest większa niż 4 tys., ponieważ obszar ten był "miejscem schronienia dla osób przesiedlonych w wyniku konfliktów".
Wspomniano, że w lutym 2024 roku co najmniej 26 mężczyzn zginęło w prowincji Enga w walkach plemiennych.
Australijskie zespoły ratunkowe pracują na miejscu katastrofy w bardzo trudnych warunkach.
Piątkowe osuwisko pozostawiło gruz o wysokości nawet 8 metrów na obszarze 200 kilometrów kwadratowych, odcinając dostęp do dróg, co utrudnia akcję niesienia pomocy. Śmigłowce są jedynym sposobem na dotarcie do tego regionu.
Na nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych przez mieszkańca wioski Ninga Role widać ludzi wspinających się po skałach, wyrwanych z korzeniami drzewach i zwałach ziemi w poszukiwaniu ocalałych. W tle słychać płaczące kobiety.
Premier Papui-Nowej Gwinei James Marape powiedział, że urzędnicy ds. klęsk żywiołowych, wojsko oraz Departament Robót i Autostrad pomagają w usuwaniu skutków katastrofy.