Zachód z rosnącym niepokojem spogląda na wydarzenia w Egipcie. Niemiecki MSZ odradził właśnie rodakom podróżowanie do popularnych kurortów nad Morzem Czerwonym, które wyłączano ze wcześniejszych ostrzeżeń. MSZ w Londynie zaapelował z kolei do brytyjskich turystów przebywających w Hurghadzie, by nie opuszczali hoteli. Rozszerzenie ostrzeżenia przed wyjazdami do Egiptu rozważa również polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Do tej pory ostrzeżenia przed podróżami do ogarniętego zamieszkami Egiptu nie dotyczyły popularnych kurortów jak Hurghada czy Szarm el-Szejk. Teraz jednak sytuacja się zmienia. Brytyjskie Foreign Office zauważa w najnowszym komunikacie, że w środę w Hurghadzie zginęła jedna osoba i choć do aktów przemocy doszło z dala od miejsc wypoczynku turystów, to miejscowa policja zaleca obcokrajowcom pozostanie w hotelach.
Przed podróżami do Egiptu - tym razem również do popularnych kurortów - ostrzegło niemieckie MSZ. Wczesnym popołudniem agencje prasowe poinformowały zaś, że niemiecki touroperator TUI odwołał do połowy września wszystkie wyjazdy do Egiptu.
Komunikat polskiego resortu dyplomacji skierowany do turystów ostrzega póki co przed podróżami do Kairu czy innych dużych miast, ale na razie z listy tej wyłączone są kurorty turystyczne. MSZ rozważa jednak opublikowanie ostrzejszego ostrzeżenia. Na tę chwilę nie ma bezpośrednich zagrożeń dla polskich turystów nad Morzem Czerwonym, ale ogólnie stan wyjątkowy w Egipcie może mieć wpływ na całe funkcjonowanie państwa i to właśnie bierzemy pod uwagę - wyjaśnia Michał Safianik z MSZ-etu. Ale podkreślam, że ci Polacy, którzy są teraz w kurortach nad Morzem Czerwonym, są bezpieczni. Nie mamy żadnych sygnałów o niepokoju, jesteśmy w stałym kontakcie z rezydentami biur podróży. Te obrazy, które widzimy w telewizji, to są obrazy, które pochodzą z Kairu czy innych dużych miast, a nie z kurortów nad Morzem Czerwonym - dodaje.
Całkowity zakaz wyjazdów do Egiptu na razie raczej nie wchodzi w grę, bo nie pozwoli na to branża turystyczna.
Sytuacja w Egipcie staje się coraz trudniejsza. W środę siły bezpieczeństwa przeprowadziły akcję likwidacji obozów zwolenników obalonego prezydenta Mohammeda Mursiego. W efekcie operacji zginęło ponad 600 osób. Bractwo Muzułmańskie, z którego wywodzi się Mursi, wezwało dzisiaj do zorganizowania w całym kraju "marszu gniewu milionów".
Państwowe media poinformowały, że w oczekiwaniu na demonstracje dowództwo egipskich wojsk rozmieszcza żołnierzy w pobliżu "najważniejszych obiektów" w kraju.
Bractwo Muzułmańskie oskarża egipską armię o dokonanie zamachu stanu na początku lipca, gdy odsunięto Mursiego od władzy. Z kolei egipscy liberałowie i młodzi aktywiści, którzy popierają armię, uważają, że obalenie prezydenta było odpowiedzią na społeczne żądania.