W Papui Zachodniej, indonezyjskiej prowincji, od dziesięcioleci trwa zbrojne powstanie; w ostatnich tygodniach dochodziło do starć wojska i policji z miejscowymi bojownikami. Właśnie tam wyrok więzienia odsiaduje polski podróżnik Jakub Skrzypski. PAP zebrała informacje o warunkach, w jakich jest przetrzymywany.
Złej jakości jedzenie, nieregularne opuszczanie celi, rzadkie odwiedziny i chwiejna sytuacja w niespokojnym regionie - to codzienność pochodzącego z Olsztyna 42-letniego turysty, którego indonezyjski sąd skazał na 7 lat więzienia za rzekomą współpracę z separatystami w regionie Papua Zachodnia. Mężczyzna, który od blisko trzech lat jest uwięziony we wschodniej Indonezji, otrzymał taki wyrok za to, że spotykał się z tamtejszymi aktywistami niepodległościowymi. Międzynarodowe organizacje broniące praw człowieka i Parlament Europejski uznały Polaka za więźnia politycznego i ofiarę pokazowego procesu, wzywając do jego uwolnienia.
Skrzypski od listopada 2018 roku - z przyczyn, których indonezyjskie władze nie podały - przebywa nie w więzieniu, a w areszcie w Wamenie, niedostępnym górskim miasteczku, gdzie zatrzymała go policja.
Z informacji, które przekazały PAP jego prawniczka i osoby odwiedzające policyjny ośrodek zatrzymań, wynika, że podróżnik przebywa w pięcioosobowej celi o powierzchni około 14 metrów kwadratowych, z wydzieloną łazienką. W tym samym pomieszczeniu czasowo przetrzymywani są także inni: zdarzało się, że nawet ośmiu aresztantów. Do aresztu trafia więcej osadzonych, odkąd rozpoczęła się pandemia Covid-19; to rezultat ograniczeń obowiązujących w pobliskim więzieniu, które przestało przyjmować osoby tymczasowo aresztowane. Epidemiczne restrykcje doprowadziły także do ograniczenia liczby wizyt z zewnątrz, a więźniom, których tylko co pewien czas wyprowadza się na trawnik przed budynkiem, brakuje regularnych spacerów.
Z relacji osób, które w ostatnich miesiącach miały kontakt z polskim skazanym wynika, że jest chwiejny emocjonalnie i niedożywiony. Jedzenie, dwa razy dziennie dostarczane do jego celi z więzienia, jest bardzo niskiej jakości - składa się głównie z ryżu i warzyw i zazwyczaj jest pozbawione źródeł białka. Osoby dobrze znające realia życia w indonezyjskim systemie penitencjarnym wyjaśniają, że aresztanci i więźniowie uzupełniają dietę dzięki żywności otrzymywanej od rodzin i przyjaciół albo płacą strażnikom za zakupy.
Kłopotem dla obrońców Polaka jest niedostępność Wameny, do której do niedawna nie prowadziła żadna przejezdna droga, a transport odbywa się głównie samolotami. Cały region jest położony ok. 4 tys. kilometrów od stołecznej Dżakarty, co utrudnia wizyty konsula. Mimo to - jak zaznacza w rozmowie z PAP adwokatka Jakuba Skrzypskiego, Latifah Anum Siregar - skazany turysta ma tam do czynienia z lepszymi warunkami niż w dużych więzieniach, gdzie często panuje przeludnienie, korupcja i przemoc.
Wamena jest odległa i niedostępna, ale panuje tam znośny, górski klimat, a Jakub dobrze sobie ułożył relacje ze strażnikami. Nie wnioskujemy już o przeniesienie mojego klienta, bo on sam sobie tego nie życzy - mówi Latifah. Wcześniej polscy dyplomaci w Dżakarcie sugerowali transfer podróżnika do Bandungu na Jawie.
Apele o poprawę warunków odbywania kary przez polskiego obywatela przyniosły dotąd niewielki skutek. Na rozpatrzenie oczekuje złożony pod koniec kwietnia wniosek o ułaskawienie polskiego obywatela skierowany do prezydenta Joko Widodo, lecz nie ma pewności, że decyzja będzie pozytywna. Tymczasem wyzwaniem pozostaje zapewnienie Polakowi bezpieczeństwa.
W Papui Zachodniej od dziesięcioleci, ze zmienną intensywnością, trwa zbrojne powstanie. Również w ostatnich tygodniach dochodziło do starć indonezyjskiego wojska i policji z miejscowymi bojownikami, a sytuacja w okolicy pozostaje nieprzewidywalna.
W październiku 2019 roku wskazał na to Parlament Europejski, wyrażając w przyjętej rezolucji obawę o życie uwięzionego Polaka. Dwa miesiące wcześniej w regionie doszło do masowych protestów niepodległościowych. W Wamenie i innych miejscowościach wybuchły antyrządowe zamieszki, a w górach - walki z partyzantami. Protestujący podpalili więzienie w mieście Sorong, z którego uciekło ponad 250 skazańców, kilkanaście tysięcy cywilów trzeba było ewakuować z domów. Ostatecznie siły bezpieczeństwa brutalnie stłumiły demonstracje, w wyniku czego zginęło - jak podała Międzynarodowa Koalicja na rzecz Papui (ICP) - blisko sześćdziesiąt osób.