W katastrofie egipskiego promu, który zatonął w nocy z czwartku na piątek na Morzu Czerwonym mogło zginąć prawie tysiąc osób; 378 osób uratowano. Ruszyło śledztwo, które ma wyjaśnić czy przyczyną katastrofy był pożar, który wybuchł tuż przed zatonięciem.
Jak mówią pasażerowie, którym udało się uratować, kapitan promu jako jeden z pierwszych opuścił statek i pozostawił ludzi samym sobie. Szanse na odnalezienie żywych ludzi już praktycznie nie istnieją.
We wraku promu mogły utworzyć się jednak nisze z powietrzem, gdzie jeszcze przez jakiś czas ludzie mogli w nich przeżyć jednak jest to mało prawdopodobne - wyjaśnia ekspert Jerzy Janczukowicz, płetwonurek z dużym doświadczeniem w poszukiwaniu ofiar takich katastrof: