Do niektórych restauracji w Belgii można przynieść własne wino. Nie tylko nie jest to zabronione, czy źle widziane, ale stało się nawet modne. Już kilkadziesiąt lokali umieściło na drzwiach znak „Byo”, co jest skrótem z angielskiego "przynieś swoje własne wino" (bring your own wine).
Zanim postawimy na stole własne wino, musimy pamiętać o kilku zasadach. Uprzedzamy telefoniczne właściciela lokalu, płacimy 10 euro za prawo wstępu z własną butelką, a gdy butelka jest już otwarta, to pierwszy kieliszek dajemy do skosztowania kelnerowi.
Większość restauracji nie zamierza jednak poddać się tej modzie rodem prosto z Australii. To nie jest sympatyczne. Trzeba trzymać się tradycji. Do restauracji przychodzi się po to, aby zjeść i się napić. W przeciwnym wypadku już niedługo ludzie zaczną do mnie przychodzić z własnymi daniami - zżyma się właściciel dobrej brukselskiej restauracji.
Przede wszystkim jednak sprzeciw budzi duży uszczerbek w dochodach. Wino serwowane do posiłków stanowi poważną część zysków większości restauracji.