Międzynarodowa organizacja działająca na rzecz praw człowieka w Azji publikuje wyniki śledztwa dotyczącego komórek chińskiej policji, które rzekomo są rozsiane po całym świecie. Miałyby one mieścić się w placówkach turystycznych albo... na zapleczu chińskich restauracji.
Według mieszczącej się w Madrycie organizacji Safeguard Defenders, w rzekomych stacjach usług policyjnych "rozmiękcza się ludzi niewygodnych dla chińskich władz".
Na portalu organizacji można obejrzeć zdjęcia z rozmów - prowadzonych jakoby w tych lokalach przez wideołącza - np. z chińskimi prokuratorami. Towarzyszą im ściągnięci na tę okazję krewni osób mieszkających na Zachodzie. To ma zastraszać Chińczyków mieszkających poza granicami kraju i nawet skłaniać ich czasem do zgody na powrót do Chin i oddanie się tam w ręce organów ścigania.
Organizacja nie znalazła chińskich placówek policji w Polsce, ale miałyby one działać blisko naszego kraju: w Pradze, Bratysławie czy w Budapeszcie.
Brytyjski rząd zapowiedział we wtorek oficjalne dochodzenie w tej sprawie. Rząd Holandii przekazał nawet chińskiej ambasadzie żądanie natychmiastowego zamknięcia placówek, wyjaśniając, że Pekin nie ma pozwolenia na otwarcie stacji usług policyjnych w tym państwie.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Pekinie odpowiada, że działające w Holandii biura nie są posterunkami policji, ale miejscami, w których obywatele mogą wyrabiać dokumenty. Rzecznik chińskiej dyplomacji Zhao Lijian zapewnia, że biura pomagają obywatelom Chin w odnowieniu prawa jazdy przez internet czy też w innych sprawach związanych choćby z badaniami zdrowotnymi.