20 pacjentów na intensywnej terapii, po urazach kręgosłupa i głowy konieczne były operacje. Lekarze z Bangkoku przekazali najnowsze informacje na temat stanu zdrowia pasażerów samolotu, który w środę w drodze do Singapuru wpadł w turbulencje. Najmłodszy pacjent to zaledwie 2-letni maluch ze wstrząśnieniem mózgu. Przerażające relacje pasażerów publikują światowe media.
2-letnie dziecko jest jednym ze stu rannych pasażerów feralnego lotu z Londynu do Singapuru. Maluch ma wstrząśnienie mózgu.
Najstarszy z pacjentów ma 83 lata.
Poszkodowani trafili do szpitalu w Bangkoku, gdzie w środę awaryjnie lądowała maszyna, która wpadła w turbulencje.
Na oddziale intensywnej opieki pozostaje 20 osób. Jak podają lekarze, większość z nich ma poważne urazy kręgosłupa, połamane żebra, inni rany głowy.
To obywatele Wielkiej Brytanii, Australii, Malezji i Filipin.
Wśród rannych jest personel pokładowy, który w chwili, gdy samolot wpadł w turbulencje, serwował śniadanie. Stewardzi zostali poparzeni wrzątkiem.
Śmiertelna ofiara to 73-letni Brytyjczyk. Zmarł na atak serca, mimo trwającej przez 20 minut reanimacji.
Samolot linii Singapore Airlines wpadł nagle w turbulencje w drodze z Londynu do Singapuru, kiedy po 10 godzinach lotu przelatywał nad dorzeczem Irrawadi w Birmie. Na jego pokładzie było 211 pasażerów i 18 członków załogi.
Maszyna w przeciągu trzech minut obniżyła lot z 37 tys. (ponad 11 km) do 31 tys. stóp (ok. 9,5 km). Przez niecałe 10 minut pozostawała na tej wysokości, po czym znów gwałtownie obniżyła lot.
Jeden z pasażerów relacjonował BBC, że maszyna nagle obniżyła lot, a podróżni, którzy nie byli przypięci pasami, "wystrzelili pod sufit".
Ocknęli się, leżąc na podłodze. Część z nich była sparaliżowana.
Byłam przerażona. Zobaczyłam tyle ludzi na podłodze, wszyscy krwawili. Krew była na podłodze, na ludziach, wszędzie - opisywała gazecie "Malay Mail" 43-letnia Malezyjka, Amelia Lim.
Ludzie krzyczeli, jęczeli i płakali - mówił telewizji CBS News 28-letni Dzafram Azmir. Sam nie został poszkodowany, bo miał zapięte pasy.
Opowiadał, że kubki z kawą i gorącą herbatą latały w powietrzu, także telefony i buty. Widział ludzi, którzy spadając, uderzali o fotele.
Grozę tego zajścia widać na zdjęciach opublikowanych w mediach społecznościowych: zwisające z górnego panelu maski z tlenem, a na podłodze jedzenie, napoje i bagaż, który wypadł z półek. Chodnik w przejściu ma ślady krwi.