Była premier Wielkiej Brytanii Liz Truss walczy o powrót do polityki - dała to do zrozumienia w artykule opublikowanym w konserwatywnej prasie. Truss sprawowała urząd zaledwie 49 dni i odeszła w atmosferze skandalu. Pogrążyła ją mieszanka arogancji i niczym nieuzasadnionej wiary w to, że trzymanie kciuków wystarcza, by słowo polityka stało się ciałem.

Liz Truss zaproponowała Brytyjczykom korektę budżetową, która polegała na cięciu podatków i zwiększeniu publicznego zadłużenia. Miało to rzekomo pobudzić do życia gospodarkę. Ówczesna premier zapomniała przy okazji o kilku istotnych sprawach - przede wszystkim o rosnącej inflacji i o tym, jak na jej pomysł mogą zareagować międzynarodowe rynki finansowe. A one zareagowały srogo - funt dramatycznie spadł na wartości.

Bank Anglii - by ratować sytuację - zmuszony był do interwencji w wysokości 45 miliardów funtów. Rzadko zdarza się, by w polityce wina mogłaby być tak jednostkowo przepisana konkretnej osobie. W przypadku Liz Truss trudno o pomyłkę.

Kontrnatarcie

Premier do końca jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, do jakiej katastrofy doprowadziła jej brawurowa polityka. Wielka Brytania utraciła na arenie międzynarodowej wiarygodność, a przeciętny Brytyjczyk po podniesieniu stopy procentowej musiał znaleźć w kieszeni kilkaset dodatkowych funtów miesięcznie na spłacanie zaciągniętych pożyczek.

A teraz - jak się okazuje - Liz Truss chce powrócić do wielkiej polityki. Jaskółką jest napisany przez nią artykuł. Skarży się w nim na to, że nie dano jej szansy, by mogła się sprawdzić w roli premiera. Wprawdzie przyznaje, że nie jest bez winy, ale za swój upadek wini tzw. lewicowy establishment finansowy - tajemniczą siłę, na którą można zwalić każde niepowodzenie.

Reakcja

Artykuł wywołał zdumienie. Nawet obecny premier Rishi Sunak, który odziedziczył po Truss problemy w sferze fiskalnej, stwierdził, że jej obecne działania przynoszą tylko szkodę rządzącym Konserwatystom.

Tymczasem pani Truss wybrała się w podróż do Japonii, by przestrzec jej mieszkańców przed rosnącą potęgą Chin. Zachowuje się tak, jakby nadal piastowała ważny urząd.

W rzeczywistość jest skompromitowanym politykiem. Sto dni po spektakularnym upadku usiłuje reanimować karierę, mgliście tłumacząc swoje nieprzemyślane decyzje.

Jak zauważają komentatorzy, niewykluczone, ze Liz Truss, obierając urząd premiera, miała dobre intencję, ale nie wzięła pod uwagę faktu, że żyjemy w globalnej wiosce. Śmiałe decyzje i trzymanie kciuków nie wystarczają. Konieczny jest jeszcze zdrowy rozsądek.

Opracowanie: