Skrajnie prawicowy Front Narodowy był „pasem transmisyjnym” proputinowskiej propagandy we Francji. To konkluzje raportu parlamentarnej komisji śledczej, która przez ponad pół roku badała rosyjskie ingerencje we francuską politykę, gospodarkę i finanse.
200-stronicowy raport, którego konkluzje ujawniły paryskie media, został sporządzony przez Constance Le Grip - posłankę obozu prezydenta Emmanuela Macrona. Podkreśla ona, że w 2014 szefowa Frontu Narodowego Marine Le Pen i inni liderzy tego ugrupowania poparli aneksję Krymu przez Rosję - powtarzając publicznie, prawie słowo w słowo, argumenty Kremla. Le Pen mówiła wtedy m.in. o "demokratycznym referendum na Krymie", który jej zdaniem jest "terytorium rosyjskim".
Problem polega na tym, że w tym samym roku Front Narodowy, który borykał się z problemami finansowymi, uzyskał pożyczkę w wysokości 9 milionów euro w Rosji, a ścisłej mówiąc w First Czech-Russian Bank. Według specjalistów bank ten znajdował się w rękach osób związanych z Władimirem Putinem.
Przypomnijmy, że w 2018 roku Front Narodowy zmienił nazwę na Zjednoczenie Narodowe. Nie zmieniło się jednak do końca prorosyjskie stanowisko Marine Le Pen. W czasie odbywającego się tydzień temu przesłuchania przez parlamentarną komisję śledczą do spraw rosyjskich ingerencji we Francji, oświadczyła ona, że "mieszkańcy Krymu swobodnie wypowiedzieli się w referendum, że chcą być przyłączeni do Rosji". Natychmiast pochwaliło to wiele popierających Putina mediów w Rosji.
Marine Le Pen zapewnia, że nie poddała się rosyjskim wpływom. Sugeruje, że "wytoczono jej proces polityczny", bo obóz prezydenta Emmanuela Macrona chce ją zdyskredytować na scenie politycznej.