W żadnym z przeprowadzonych w trzech minionych dniach jedenastu głosowań na spikera (przewodniczącego) Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych lider Republikanów w tej izbie Kevin McCarthy nie zdobył wystarczającej liczby głosów do zwycięstwa. To najdłuższy impas w niższej izbie amerykańskiego kongresu od 1856 roku.
Od wtorku trwa impas uniemożliwiający rozpoczęcie prac Izby Reprezentantów i formalne zaprzysiężenie kongresmenów po wyborach sprzed kilku tygodni.
Trudna sytuacja w niższej izbie kongresu to efekt buntu grupy kongresmenów ze skrajnego skrzydła Partii Republikańskiej przeciwko Kevinowi McCarthy'emu, który przewodzi temu ugrupowaniu w Izbie Reprezentantów od 2019 r. Politycy, głównie należący do tzw. Freedom Caucus (po polsku: "grupa wolności"), domagali się zmian w regulaminie izby, który dawałby im więcej wpływów i ograniczyłyby władzę kierownictwa.
W trzech wtorkowych głosowaniach McCarthy nie uzyskał potrzebnej większości 218 głosów. 19 jego partyjnych kolegów głosowało najpierw na Andy'ego Biggsa, a później na Jima Jordana, nawet mimo faktu, że Jordan poparł McCarthy'ego.
W ostatnim głosowaniu do głosujących na Jordana, założyciela Freedom Caucus, do grupy 19 przeciwników McCarthy'ego dołączył jeszcze jeden Republikanin. W każdym z głosowań najwięcej głosów (212) zebrał nowy lider demokratycznej mniejszości Hakeem Jeffries.
Jak powiedział po wtorkowych głosowaniach prawdopodobny szef komisji spraw zagranicznych Michael McCaul, decyzja o odroczeniu obrad miała na celu wysłanie sygnału: "hej, dzieciaki, zbierzmy się razem i przestańmy ze sobą walczyć". Wcześniej przedstawiciele obu stron wymieniali publicznie ostre słowa.
Czy wy w ogóle jesteście zainteresowani rządzeniem? - krzyczał podczas pierwszych głosowań do swoich partyjnych kolegów stronnik McCarthy'ego Bill Huizenga.
Trzy środowe głosowania przebiegły w niemal identyczny sposób, jak we wtorek: lider mających od stycznia większość Republikanów Kevin McCarthy nie zdobył wystarczającej do wyboru większości (otrzymał 201 głosów). Dwudziestu jego partyjnych kolegów ze skrajnego skrzydła partii zagłosowało na alternatywnego kandydata, Byrona Donaldsa z Florydy. Stało się tak mimo wezwań byłego prezydenta Donalda Trumpa, by zagłosować za McCarthym i "nie obracać wspaniałego triumfu w żenującą porażkę".
Mimo drugiego z kolei dnia przegranych głosowań, McCarthy powiedział w środę wieczorem, że dokonano postępów w wewnątrzpartyjnych negocjacjach. Według CNN, szef Republikanów doszedł do porozumienia z grupą prawicowych kongresmenów co do zasad, które miałyby ułatwić kandydatom przeciwnym partyjnemu establishmentowi rywalizację w prawyborach.
Wcześniej większość głosujących przeciwko McCarthy'emu deputowanych domagała się od niego zmian w regulaminie, które zwiększyłyby ich wpływy kosztem kierownictwa izby, w tym ułatwiły jego usunięcie.
W czwartek przeprowadzono 5 głosowań. Również w ich wyniku lider mających od stycznia większość Republikanów Kevin McCarthy nie zdobył wystarczającej do wyboru większości. Za każdym razem najwięcej głosów zdobył lider Demokratów Hakeem Jeffries, zdobywając poparcie wszystkich 212 partyjnych kolegów.
Przez cały dzień w tle głosowań trwały negocjacje w gronie Republikanów. Według CNN i agencji Reutera, mimo że McCarthy wypracował tekst porozumienia w częścią swoich przeciwników, ale nadal nie wystarczyło to do zdobycia większości głosów.
Trwający od wtorku impas, który uniemożliwia rozpoczęcie prac izby i formalnego zaprzysiężenia kongresmenów, jest pierwszą taką sytuacją od 1923 r. Wówczas wyłonienie spikera - trzeciej osoby w państwie - zajęło trzy dni i 9 głosowań. Rekord w tym względzie padł w 1856 roku, kiedy Izba potrzebowała dwóch miesięcy i 133 głosowań.