Kandydat centroprawicy w niedzielnych wyborach prezydenckich we Francji Francois Fillon przyznał w wywiadzie, że to on miał być celem zamachu, jaki planowali przeprowadzić dwaj dżihadyści zatrzymani w Marsylii, na południu kraju.
Fillon powiedział dziennikowi "Le Figaro", że szef MSW Matthias Fekl poinformował go w ubiegłym tygodniu o przechwyceniu "wiadomości, w której wyznaczano go jako cel". W wywiadzie kandydat dodał, że mimo to nie zmienił programu swej kampanii wyborczej.
Według Fillona powodem tego, że młodzi obywatele francuscy zatrzymani w Marsylii planowali na niego zamach, może być to, iż jako kandydat prezentuje on "najbardziej radykalny projekt przeciwko radykalizmowi". W mieszkaniu dżihadystów znaleziono m.in. broń i materiały wybuchowe.
Oficjalnie prokuratura antyterrorystyczna nie podała, kogo chcieli zaatakować zatrzymani, ale media donosiły, iż tajne służby przypisywały jednemu z nich zdjęcie, na którym widać go z karabinem maszynowym, flagą Państwa Islamskiego, amunicją ułożoną w napis "Prawo talionu" po arabsku (prawo karania według zasady "oko za oko") i pierwszą stroną dziennika "Le Monde" z 16 marca. Widniała na niej fotografia Fillona.
Biorąc pod uwagę to zagrożenie, od początku ubiegłego tygodnia zaostrzono ochronę głównych kandydatów w niedzielnych wyborach prezydenckich.
Fillon w wywiadzie ocenił, że konieczna jest globalna strategia wobec zagrożenia terrorystycznego, i wyjaśnił, że chodzi o działania zarówno poza granicami kraju, jak i w samej Francji. W kraju kandydat proponuje "zwiększenie działań wobec tych, którzy mogą być podatni na radykalizację" i odbieranie obywatelstwa osobom, które walczyły w szeregach dżihadystów w Syrii czy Iraku.
Jeśli chodzi o działania zewnętrzne, to zdaniem Fillona "nie można wykorzenić radykalizmu tylko za pomocą sił zachodnich". Kandydat przekonywał, że konieczny jest sojusz z Rosją, Iranem oraz "wszystkimi krajami, które są zaangażowane w tę walkę".
(ph)