Były prezydent Boliwii Evo Morales przyleciał do Meksyku, gdzie otrzymał azyl polityczny. Szef MSZ tego kraju Marcelo Ebrard powiedział, że musiał negocjować z rządami kilku państw Ameryki Łacińskiej, by zapewnić Moralesowi bezpieczną podróż.
Ebrard, który powitał Moralesa po przylocie, dzień wcześniej nazwał odsunięcie go od władzy "puczem wojskowym". Według dowódcy boliwijskich sił zbrojnych generała Williamsa Kalimana, prezydent złożył dymisję pod presją armii.
Rząd Meksyku wysłał po Moralesa samolot wojskowy. Władze Boliwii początkowo odmówiły wpuszczenia go. Niektóre kraje Ameryki Łacińskiej z kolei nie pozwoliły mu lecieć przez swoją przestrzeń powietrzną. Były też państwa regionu, które tak jak Meksyk, uznały Moralesa za ofiarę zamachu stanu. Inne, wraz z wenezuelską opozycją, oceniły, że został słusznie odsunięty od władzy.
Po wylądowaniu Morales wyraził wdzięczność wobec prezydenta Meksyku za "uratowanie mu życia". Zapewnił, że będzie nadal angażował się w politykę, tak długo, "jak długo będzie żył". Dodał, że jego dom w Boliwii, tak jak dom jego siostry, został splądrowany.
Tymczasem w Boliwii deputowani lewicowej partii Moralesa Ruch na rzecz Socjalizmu (MAS) ogłosili, że zbojkotują sesję Wielonarodowego Zgromadzenia Legislacyjnego, czyli parlamentu, podczas której wyznaczony miał być prezydent tymczasowy. Bez nas nie będzie kworum i takie jest stanowisko całej narodowej partii MAS - powiedział szef tego ugrupowania w parlamencie Sergio Choque.
USA wezwały w poniedziałek Zgromadzenie Legislacyjne do szybkiego zatwierdzenia rezygnacji Moralesa i wyznaczenia tymczasowego następcy, jednak właśnie tego dnia tysiące zwolenników Moralesa ruszyły w kierunku budynku parlamentu. Specjalna jednostka oddelegowana do ochrony parlamentu załadowała ostrą amunicję, a deputowanych ewakuowano; na razie nie wiadomo, czy deputowani wrócili i podjęli obrady.
Na ulicach boliwijskich miast jest nadal niespokojnie, w poniedziałek doszło do zamieszek, a zwolennicy Moralesa blokowali drogę do lotniska w La Paz. Generał Kaliman oświadczył, że wojsko wesprze policję w zapewnianiu porządku, "aby uniknąć przelewu krwi". Na ulicach miast dochodzi do walk zwolenników i przeciwników byłego prezydenta.
Morales, pierwszy prezydent Boliwii wywodzący się z ludności indiańskiej, ustąpił w niedzielę po tygodniach protestów, jakie wybuchły w związku z kontestowanymi wynikami ostatnich wyborów prezydenckich. O jego ustąpieniu przesądziła ostatecznie presja armii.
Według lokalnych mediów podczas starć w miastach El Alto i La Paz co najmniej 20 osób zostało rannych.