Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan powiedział, że szwedzkie władze nie dostaną wsparcia Ankary w kwestii członkostwa w NATO. Wszystko przez sobotnie wydarzenia, gdy przed ambasadą Turcji w Sztokholmie skrajnie prawicowy polityk wygłosił przemówienie potępiające islam i spalił Koran.
Ci, którzy zezwalają na takie bluźnierstwa przed naszą ambasadą, nie powinni oczekiwać naszego wsparcia dla ich członkostwa w NATO - powiedział Recep Tayyip Erdogan i oskarżył Szwecję o "wspieranie terrorystów".
W sobotę w Sztokholmie odbyły się protesty, w których uczestniczyli Kurdowie, a także przedstawiciele organizacji zarówno lewicowych, jak i prawicowych. Niesiono kukłę Erdogana, deptano jego podobiznę. Demonstrujący sprzeciwiali się władzom w Ankarze, a także przyłączeniu kraju do NATO.
Przed ambasadą Turcji duńsko-szwedzki skrajnie prawicowy aktywista Rasmus Paludan spalił Koran. Była to już kolejna tego typu akcja przez niego przeprowadzona. MSZ Turcji wczoraj oskarżyło rząd szwedzki, że skoro nie był w stanie przeciwdziałać takim akcjom, to naruszył zobowiązania Szwecji związane z przystąpieniem do NATO.
W maju zeszłego roku Szwecja i Finlandia złożyły wniosek o przystąpienie do NATO, ale Turcja sprzeciwiła się akcesji obu państw do Sojuszu, oskarżając je o wspieranie uznawanych przez siebie za terrorystyczne organizacji kurdyjskich. W związku z tym oba państwa nordyckie podpisały pod koniec czerwca porozumienie z Turcją, zobowiązując się m.in. do działań na rzecz walki z terroryzmem.
Do przyjęcia Szwecji i Finlandii do Sojuszu potrzebna jest zgoda wszystkich 30 państw członkowskich NATO. Odpowiednie dokumenty ratyfikowało jak dotąd 28 państw, oprócz Turcji, wciąż nie zrobiły tego Węgry.
Według niektórych ekspertów sprzeciw Erdogana to podkładka pod zbliżającą się kampanię wyborczą. Władzom w Ankarze zależy, by odwrócić uwagę społeczeństwa od trudnej sytuacji gospodarczej, dlatego chętnie angażuje się w taki międzynarodowy konflikt.