Miejsce, gdzie doszło do wybuchów na Nord Stream, nie jest przypadkowe. Spotykają się tam cztery ważne instalacje, przewodzące gaz, prąd i internet – pisze o tym gazeta "Aftonbladet". Ekspertów ze Szwecji zastanawia także 7-godzinny odstęp pomiędzy detonacjami. "To może świadczyć o tym, że za pierwszym razem coś poszło nie tak" - mówi Hans Liwång, ekspert z akademii wojskowej.
Obszar, gdzie eksplozje uszkodziły dwa niemieckie gazociągi w szwedzkiej strefie ekonomicznej, ma zaledwie kilka kilometrów szerokości. Przez niego przebiegają cztery instalacje: Nord Stream 1, którym płynie gaz z Rosji do Niemiec; Nord Stream 2 - tymczasowo wyłączony z użytku; biegnący równolegle do nich C-Lion 1, czyli podmorski kabel komunikacyjny między Finlandią a Niemcami oraz krzyżujący się z nimi prostopadle podmorski kabel wysokiego napięcia SwePol Link, łączący Szwecję z Polską.
"Nie uważam, by było to przypadkowe miejsce" - uważa Oskar Frånberg z wyższej szkoły technicznej w Blekinge. Co więcej, jego zdaniem miejsce to wcale nie jest łatwo znaleźć.
"Nie jest łatwo znaleźć na dnie morza taką infrastrukturę, nawet jeśli masz mapę i wiesz, gdzie się znajduje. Trzeba mieć bardzo dobre wyposażenie i zdolność orientowania się pod wodą" - dodaje.